Nasza BUKOWA CHATKA
W minioną sobotę wybraliśmy się z Mariuszem do naszej zaprzyjaźnionej hurtowni,
aby wybrać kolor tynku na elewację zewnętrzną domku.
Od dawna już byliśmy zdecydowani, jaki kolor chatki chcemy mieć,
ale trzeba było w końcu jechać i towar zamówić.
Postawiona przed paletą kolorów, miałam - jak to kobieta - mały problem.
Niby wiedziałam, czego chcę, a tu okazało się,
że "osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano".
A ponieważ tajemnicą poliszynela jest, że na kolorach znają się tylko kobiety,
więc ostateczny wybór pozostał dla mnie, choć nie będę ukrywać,
że mój Mariuszek ślepo wskazał, że podoba mu się ten sam kolor, co mnie.
Nie ma to, jak zgodność upodobań i poglądów.
Kolor miał być następujący:
mieszanina żółtego, kremowego, capuccino, waniliowego i kawy z mlekiem.
Rozumiem, że czytające to kobiety, będą wiedziały o co chodzi.
Wybrany przez nas kolor to 8007A
(zaznaczam, że zdjęcia są robione komórką i na każdym ujęciu kolor wygląda inaczej,
również w zależności od kąta padającego światła):
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000074.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000074.JPG
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000073.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000073.JPG
A na tym zdjęciu jest już w ogóle przedziwnie, bo jeden kolor przechodzi w drugi:
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000076.jpg" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000076.jpg
Co ma być, to będzie, a raczej co ma wyjść, to wyjdzie.
"Tjudno", jak powiedziałby nasz mały przyjaciel - Aureliusz.
Niedzielne popołudnie mój obowiązkowy mąż, zamiast przy żonie, spędził "przy kuchni".
Napichcił kaszy z jakimiś mięsnymi resztkami dla naszych czworonożnych przyjaciół z sąsiedztwa.
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000075.jpg" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000075.jpg
Sprawił im tym niebywałą radość, czego niestety nie udało mi się jednak uwiecznić na zdjęciach, bo deszcz lał już niesamowicie i nie odważyłam się wystawić nosa poza drzwi tarasowe.
Ale, z tego co wiem, wyżerka była iście kosmiczna.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia