Nasza BUKOWA CHATKA
Wczoraj skoro świt, do Bukowej Chatki wtargnęli spece od wylewek.
Wpadli w ilości pięciu chłopa i ostro zabrali się do pracy.
Na szczęście z rana nie padało:
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000081.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000081.JPG
I rozpoczął się w chatce istny sajgon (myślę, że już ostatni):
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000080.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000080.JPG
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000079.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000079.JPG
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000078.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000078.JPG
Już na samym końcu, w coraz mocniej padającym deszczu, wylewali taras.
http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000077.JPG" rel="external nofollow">http://pl.fotoalbum.eu/images1/200911/119914/456562/00000077.JPG
Ale spisali się dzielnie, skończyli i teraz domek stoi zamknięty,
a wylany beton kisi się we własnym sosie.
Jedni mówią, że deszczowa pogoda nie pozwala mu szybko schnąć,
drudzy przekonują, że to lepiej, bo będzie się wiązał wolniej, ale trwalej.
Tak czy siak, kolejne prace podłogowe, czyli układanie kafli,
można będzie zacząć najwcześniej za około dwa tygodnie.
Akurat, żeby wszystko spokojnie zdążyło wyschnąć.
Mam nadzieję, że w tym czasie ustabilizuje się również pogoda.
Ogarnęły mnie chwile grozy na myśl o zagrożeniu powodziowym.
Kiedy kupowaliśmy działkę, był piękny, suchy i słoneczny maj
i - przyznam - że dalecy byliśmy od pomyślenia o ewentualnej powodzi.
Wprawdzie wiedzieliśmy, że Odra płynie sobie jakiś tam kawałek od tego miejsca,
ale nie przyszło nam do głowy zapytać o to kogokolwiek.
Wczorajszy dzień w pracy spędziłam na wertowaniu w wyszukiwarce stron o powodzi z 1997 r. i próbie ustalenia, czy w miejscu naszej działki nie było przypadkiem wielkiej wody.
Wprawdzie Mariusz uspokajał mnie, że to niemożliwe, bo nasza wieś położona jest trochę na górce, ale - jak to z niedowiarkami bywa - nie uwierzą, póki nie dotkną.
Więc pełna niepokoju zadzwoniłam do naszej sąsiadki, poprzedniej właścicielki działki,
która potwierdziła zdanie Mariusza.
Uspokoiła mnie tym całkowicie i ostatecznie.
Z drugiej strony ogromnie współczuję wszystkim, którzy z powodu zagrożenia powodziowego, drżą o siebie i swój dobytek, często zdobyty z wielkim wysiłkiem i ogromnym trudem.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia