cd.
elektryk załatwił nam drugiego elektryka, który ma pieczątkę pożądaną przez energetykę. Koszt pieczątki jedyne 200 zł. Zgodziłam się, bo w zasadzie innego wyjścia nie ma. Jechanie po papiery, szukanie innego z pieczątką, który i tak pewnie chciałby jakąś kasę - finalnie wyszłoby na to samo.
Dzisiaj jednak była druga odsłona. Okazało się, że muszę przedłożyć jeszcze umowę przyłączeniową poprzedniego właściciela. Dziwne, bo w końcu załatwiam u tego samego przedsiębiorcy, więc powinni sprawdzić tę umowę we własnym zakresie. Poza tym co chwilę pytają, czy kwoty z umowy zostały zapłacone. Cóż, mam nadzieję, że poprzedni właściciel zapłacił wszystko. Do tego wszystkiego okazało się, że nie podpisałam się w którymś miejscu na wniosku. Z tego, co pamiętam podpisałam się trzy razy, ale może czegośc nie dopatrzyłam. Muszę więc jechać do Oleśnicy i złożyć podpis. No i załatwić umowę od poprzedniego właściciela. Jeśli załatwię wszystko jutro, to jest szansa, aby w przyszłym tygodniu odebrano nam instalację. Potem mam się udać do biura i podpisać umowę na sprzedaż, aby radośnie płacić abonament ok. 60 zł miesięcznie.
Dzwonili dzisiaj też ze spółki komunalnej. Jutro chcą wchodzić i robić przyłącze. Mamy podjechać ze skrzyneczką na wodomierz. Pytam, czy nie mają takich do kupienia - spokojnie, mąż zbije z paru desek. Ok tylko skąd deseczki i już widzę, jak mój artysta malarz zbija pudełko z drewna i z montażem zamka na kluczyk. A może Go nie doceniam hmm. Aha, trzeba jeszcze założyć kranik, żeby z tej wody korzystać (przekrój 3/4 ewentualna redukcja z 1/2). Nic, jadę do Castoramy szukać kranika i skrzynki ewent. deseczek dla radosnej twórczości mej drugiej połówki. Co dalej...przypomniałam sobie, że nasz Wykonawca zostawił u nas jedną paletę bloczków betonowych. Stoją chyba centralnie na linii przyłącza. Miał je zabrać, a dzisiaj stwierdził, że nie będą przeszkadzać, a jeśli nawet to pięć minut i panowie sobie przeniosą. Już słysze telefon jutro - ale Pani, tu nic nie jest przygotowane, proszę przyjechać i to przesunąć...
Potem zadzwonił kierownik budowy. Geodeta wpisał się, dziennik uzupełniony. Mam go sobie zabrać, bo u kierownika za dużo papierów.
Żeby nie było łatwo, to jutro oddaję auto do warsztatu i jestem bez samochodu. Będę się więc teleportować.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia