Dom w Lesie
Żeby odpocząć od emocji związanych z forumowymi wyborami, pojechałem dziś na budowę. Zasadniczym powodem wyprawy było umówienie się z poddaszowcem, ale oczywiście, jak już tam byłem, wziąłem się przy okazji za robotę.
Pracowałem sobie, pracowałem i stary kawał mi się w pewnej chwili przypomniał, jak to jeden pan docent drugiemu panowi docentowi przedstawiał zalety płynące z posiadania kochanki:
- żona myśli, że jestem u kochanki, kochanka myśli, że jestem u żony, a ja tup tup tup... i do biblioteki!
Tu już w duchu widzę czerwoną lampę z wielkim napisem "ALARM' zaczynająca błyskać w głowie czytającej te słowa mojej małżonki, ale nienienie, broń Panie Boże, żadnej kochanki nie planuję, kawał ten przypomniał mi się tylko i wyłącznie z powodu moich obecnych wizyt na budowie. W których mi jako żywo obowiązek chodzenia do pracy przeszkadza...
A co dziś na budowie?
Przede wszystkim i na dzieńdobry powitał mnie piękny, iście wiosenny widok: wschodzi! Ładnie wschodzi, zwłaszcza tam, gdzie się chodziło, albo gdzie bieżnik koła od koparki miał wypukłości. No jak to trawa, lubi ścisk...
http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xsgJxJI/AAAAAAAADXU/O61viWg8knM/s912/JP120725.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xsgJxJI/AAAAAAAADXU/O61viWg8knM/s912/JP120725.jpg
Zdjęć poddaszowca nie będę pokazywał, nie robiłem zresztą, ale jako pozostałość po jego wizycie, zostały m.in. listy do dekarzy, którzy jutro jeszcze się u nas zjawią, poprawki robić:
http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xwLa8jI/AAAAAAAADXY/SL6DTbt8Hpo/s912/JP120727.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xwLa8jI/AAAAAAAADXY/SL6DTbt8Hpo/s912/JP120727.jpg
A ja... no co ja, jak gdzieś są kable, to wiadomo, że mnie do tych kabli będzie ciągnąć. I dziś mnie przyciągnęło do racka, zacząłem go sobie już kablować:
http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x1m-G0I/AAAAAAAADXc/mG5_W7G7Ksw/s640/JP120728.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x1m-G0I/AAAAAAAADXc/mG5_W7G7Ksw/s640/JP120728.jpg
I w trakcie tego kablowania, moje ulubione wnętrze w całym domu, mój ukochany i wypieszczony szacht instalacyjny mnie wk... no zdenerwował mnie.
Zaczęło się niewinnie: duże i mocno splątane pęto cienkich i dość wiotkich przewodów wyprostowałem sobie, zwinąłem w kłębek, skleiłem taśmą, żeby się kupy trzymał i odłożyłem na bok, żeby nie przeszkadzał. Wszystko to działo się na poddaszu, a przypominam, że szacht nie ma stropu, poddasze i parter jest jednym pionowym ciągiem, przedzielonym jedynie rurami od CO i konstrukcją nośną od racka, widać to od biedy na zdjęciu powyżej.
Zrobiwszy to, zacząłem upinać grubsze kable. Te cienkie odsunąć chciałem w pewnej chwili bardziej na bok. A one, bydlaki jedne, wzięły i przeważyły. I dostojnie, powolutku się zaczęły zsuwać.
- Najpierw z burty racka na podstawę.
- z podstawy na rury CO
- z rur CO na poziomą cześć drabinki kablowej
- z drabinki kablowej...
-... fiuuuuu....
- ...uuuu....
-...uuuu....
- ...echo...echo...echo...
- ...mać! mać! mać!
- aż na sam poziom ZERO według projektu, czyli podłogę parteru. Położoną w miejscu... delikatnie mówiąc, obecnie trudno dostępnym.
Co było robić, pomamrotałem sobie pod nosem różne wyrazy na temat tych przewodów, grawitacji, siły tarcia i tak dalej i zszedłem z poddasza na dół, a tam, mozolnie, noga za nogą, żebro za żebrem wcisnąłem się na czworakach i bokiem (i proszę mi się tu nie śmiać, tylko spróbować się w domu w ten sposób wcisnąć choćby między nogi stojącego i obciążonego kimś , żeby się nie suwało, krzesła) do środka szachtu.
Wcisnąłem się, spadnięte przewody wrzuciłem z powrotem na drabinkę, skąd już je mogłem sięgnąć i... i chciałem wyjść na zewnątrz, tą samą metodą, którą wszedłem.
W tym celu, zacząłem proces schylania się do pozycji mniej więcej poziomej (w szachcie można swobodnie stanąć w pionie, tyle, że bardzo ciasno jest). I... i w pewnej chwili poczułem, że seneda. Że coś mnie trzyma. Za plecy. Trzyma i nie puszcza, gdzieś na wysokości łopatek. W pozycji byłem wtedy takiej mniej więcej kucznej, ale raczej mniej niż więcej, więc ani wstać, ani klęknąć, ani wygodne to nie było, ani manewrów nie ułatwiało.
- co jest, [....], do ciężkiej [....]w [...] [...] i [...] - wymamrotałem pod nosem. I zakląłem szpetnie. Szarpnąłem się raz, drugi... i nic.
Kurcze, myślę sobie, telefon, jakby co, mam przy sobie, ale głupio tak, wzywać pomocy, bo wyjść z dziury we własnym domu nie mogę. Zacząłem się więc zastanawiać, co mnie trzyma.
Pierwsze skojarzenie - Barejowi "Zmiennicy" i pamiętna scena z pijaczkiem, który marynarkę założył na siebie i pomagającą mu jak raz utrzymać pion uliczną latarnię. Sytuacja była jako żywo podobna, bo trzymało mnie w podobnym miejscu. Odruchowo, nawet spróbowałem filmowego zaklęcia:
- nopuśćtamnie! Hyp! Puśtamnienooo... - ale nic nie pomogło. Może dlatego, że byłem trzeźwy jak świnia, nie wiem, ale ten z filmu był z kolei pijany jak świnia i też mu to nic nie dało.
Szarpnąłem się dla zasady jeszcze dwa razy i zacząłem myśleć. Myślałem, myślałem i przypomniało mi się to:
http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGRJ5rOIZ-I/AAAAAAAADXk/ZWJ47SVA-08/s640/JP240536_przyciete.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGRJ5rOIZ-I/AAAAAAAADXk/ZWJ47SVA-08/s640/JP240536_przyciete.jpg
A konkretnie, widok tej klamki od zaworu przed pompą recyrkulacyjną. I fakt, że kotłownicy dopiero co robili próby szczelności i na pewno te zawory pootwierali. Ustawiając je wajchami do góry. I robiąc z nich piękne haczyki. A moje robocze spodenki mają z tyłu niemniej piękne szelki. Ułożone na krzyż i spięte klamerką jeszcze. I to było właśnie to. Uwolnienie się z pułapki, kiedy już wiedziałem o co chodzi, okazało się nie takie trudne. A żeby sprawy nie powtarzać, w sobotę już chyba w racku założę podłogę, odcinając tym samym parterową część szachtu niemalże całkiem.
Sam rack w całej okazałości, czekający już na patchpanele i łączówki do zakończenia przewodów, póki co tak sobie przewieszonych:
http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x8uvlUI/AAAAAAAADXg/Yeyn9ew3AaM/s640/JP120730.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x8uvlUI/AAAAAAAADXg/Yeyn9ew3AaM/s640/JP120730.jpg
J.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia