Dziennik Budowy czyli niemożliwe staje się możliwe
10-10-2005 r.
Ech dziennik mój spadł na trzecią stronę, bo o czym tu pisać nic się nie dzieje, a miało się tyle dziać od 1 października 2005 AD.
Dokładnie 1-10-2005 r. pędzimy na złamanie karku na działkę, bo pewnie panowie dekarze czekają na wskazówki, wpadamy (jak konie) a za nami tumany kurzu a tu nic cisza, folie na kominach rytmicznie powiewają, ptaszki śpiewają, stoimy i się patrzymy na siebie jak idioci każdy w duszy zadaje sobie pytanie "dlaczego !!! dlaczego nie weszli na budowę" wyciągam telefon, łzy cisną mi się na oczy wybieram numer "DACH" i dzwonię. Pan odzywa się, pytam DLACZEGO???? ich nie ma, a on, że mu przykro ale wejdą dopiero 10 października, bo mu sie inwestor spóźnia z dostawą materiałów i ma przestoje, prawię ryczę ale nie daje poznać po głosie - Pan przeprasza i obiecuje, że 10 października napewno.
Wycieram łzy,przełykam gorzką ślinę i myślę, że straszny pechowiec jestem, że wszyscy dookoła są ważniejsi niż ja i idę w stronę domku, oglądam go, w oddali słyszę głosy męża i teścia, " co za firma", "jak tak można", "jest umowa to do sądu odsetki naliczyć". po 10 minutach Pojechaliśmy do domu, nikt w samochodzie sie nie odzywał, żałoba.
Raniutko 10-10-2005 dzwoni tatko, i mówi, nie ma ich na budowie dzwoń i operdziel, co to znaczy, ja tu z samego rana przyjechałem i nic.
Nerwowo sięgam po komórkę wybieram numer DACH i Pan odbiera pytam dlaczego ich nie ma, Pan mówi kończą jutro lub pojutrze wchodzą na 100%, mam kupić papę, gwoździe i nakrętki, skserować projekt i to wszystko prosi o 7:15 w środę na działce.
Po telefonie jest mi lżej na sercu, oddzwaniam do taty i mówię mu o co chodzi, Tak myślałem - odpowiedział z ironią w głosie.
Nie mam czym się pochwalić, może wkleję zdjęcia z pierwszej imprezy na mojej działeczce była zajefajna do 23 bo wódka się skończyła
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia