Dom na ul. Różanej
Z racji mej absencji 9 dniowej, czas nadrobić zaległości. Tak więc zaczynając od zeszłej soboty.
Sobota: tynkowanie tynkowanie tynkowanie, no i nowość, pokazali się dekarze zaczynając dość spokojnie i wolno kłaść łaty i kontrłaty. Nie szło im to szybko co sprawiło, że zacząłem się zastanawiać ile to będzie trwać i jedyna jaka myśl przemykała mi w głowie to „długo”.
Poniedziałek: Jednak minęła niedziela i w poniedziałek pojawiła się ekipa w składzie 4 osób i zaczęło się dziać. Cztery osoby stukające młotkami brzmiało jak automat, a co za tym idzie na dachu z godziny na godzinę przybywało kratki. W ogóle poniedziałek to był dzień, gdzie właściwie jeden fachowiec deptał po nogach drugiemu. Gdyby zawsze tak było mieszkalibyśmy na jesień Tłok sprawili dekarze, murarz z pomocnikiem i ekipa, która z kilku dniowym opóźnieniem dowiozła okna, by od 7.00 rano zacząć je sprawnie montować. Tak więc do południa połowa domu miała już swoje okienka. Niestety, w trakcie przybywania okien zaczęły wychodzić mniej widoczne „pomyłki” murarza. Co róż wychodziło, iż otwór na okna o parę cm za wąski lub za szeroki, na pociechę fachowcy od okien stwierdzili, że bywali w gorszych miejscach. W zasadzie nie wiem czy to na pociechę bo wcale mnie to nie uradowało. Na szczęście do ok. 16 wszystkie 13 okien było na swoich miejscach, a zaraz potem zostały pooklejane i zabezpieczone przed zamaszystością murarskiego tynkowania. Dzięki oknom nareszcie wewnątrz już nie wieje, tym bardziej że ostatnie dni nie bywają najcieplejsze. Ekipa od okien stwierdziła, że okna wprawiane są za wcześnie. Z tego co widziałem, większość wprawia je przed tynkowaniem, więc nie bardzo rozumiem dlaczego.
http://piotrt.w.interia.pl/09040001.JPG
Wtorek: od samego rana na dachu znów tylko stuki i puki, dekarze naprawdę szybko i sprawnie układali te „spałki”. Patrząc na ich skakanie po dachu można się zastanawiać, gdzie oni zostawili lęk, pewnie na dole Dodatkowo zaczęli obijać dach pod rynny, a zaraz potem wokół zaczęły pojawiać się opierzenia pod rynny. Strasznie dużo wyszło tych rynien, licząc wszystkie metry wychodzi, iż musi być ich ok. 50m. Do tego muszą być dość spore, jak to mówi dekarz przy takiej połaci dachu rynna musi być pojemna.
Zapomniałem o pojedynku Leon vs. Marta, ze smutkiem stwierdzam, że Marta wygrała. Czas minął dziś, a z zakładu dot. „okien, tynków i kominów” są: okna, wprawione, lecz nie do końca obrobione przez murarza. Kominy, są w ¾ , a dokładniej z przodu domu jest, tylni natomiast, który musi mieć ok. 2 m jest w ¾ skończony. No i tynki, są, lecz nie w pełni skończone w 2 sypialniach, salonie i jadalni, reszta czeka na swoją kolej. Tak więc, niestety, Marta wygrała, mam nadzieję tylko, że nie zdemotywowało to murarza i nadal tak ochoczo i z werwą będzie chciał je robić. A wracając do budowy.
Środa: na dachu domu skończono wszelkie kładzenie deszczułek, zwanych łaty i kon… , no i ich brakło na garaż, który został nareszcie przykryty folią. Nareszcie się nie leje i zaczynają, po ostatnich ulewach, schnąć ściany. Teraz przydałyby się lipcowe upały. Na szczęście udało się na czwartek załatwić brakujących „deszczułek”. A co najważniejsze w środę, to to, że na dachu pojawiły się pierwsze płaty blachy i nareszcie można zobaczyć jak wygląda ona w pełnej krasie. Świetnie się prezentuje wraz z kominową cegłą. Najwięcej zabiera czasu dekarzom opierzenie szczytów itd. Co róż mierzą i jeżdżą wyginać blachy. Samo układanie blach na dachu to o ile wiedzę jest najłatwiejsze. Tak więc w środę wieczorem sytuacja dachowa wyglądała mniej więcej tak: jeden szczyt obrobiony blachą, opierzenia i rynny z przodu pozakładane, a na sam koniec dnia na dachu pojawiły się 2 blachy. A tynki, jak to tynki się robią.
http://piotrt.w.interia.pl/09050005.JPG
http://piotrt.w.interia.pl/09060001.JPG
http://piotrt.w.interia.pl/09060006.JPG
http://piotrt.w.interia.pl/09070008.JPG
Czwartek: zanim dotarłem na działkę, po skończeniu swej „nudnej” pracy na dachu pojawiły się kolejne płaty blachy i to z oby stron. Murarz ganiany przez dekarzy nareszcie zmotywowany został do skończenia komina kominkowego, i z dniem czwartkowym nareszcie zaczął rosnąć. Niestety musi być w odróżnieniu od tego z przody dużo wyższy, co oznacza, że będzie miał ok. 2m wysokości. Gdyby jeszcze tak nie wiało, szłoby szybciej ale cóż „pogoda nie nastraja do spacerów”. Patrząc na pracę murarza przy kominie, nie mogę wyjść z podziwu jak on się stara Porównując jak stawiane były ściany, jak powstają tynki, przynajmniej te rzucane na tzw. szpryc, kominy tworzone są wolno z zachowaniem odpowiednich listew fugowych i dokładnego mierzenia „wasewagą” Nawet cegły czyszczone są szmatką, oliwione aby używana do fug sadza angielska nie brudziła klinkieru, a na koniec po przeschnięciu fugi są lakierowane aby nie traciły koloru z czasem. Koronkowa robota. Jak wyglądałby nasz domek gdyby od początku to było tak robione, chyba nawet nie musiałby być tynkowany, tak pięknie wyglądałyby ściany.
Piątek: dzień rozpoczął się miło, komin kominkowy rośne, blacha się kładzie i tak właściwe do wieczora, gdy murarz odebrał telefon, zmarł jego ojciec. Mimo to nadal robi co ma do skończenia, nikt go nie zmusza, a wręcz się denerwuje na sugestię że praca nie zając. Cóż, ludzie różnie reagują na śmierć swojego bliskiego. I tak niemiło zakończył się piątek.
Dekarze obiecują, że do wtorku skończą swoją robotę z wprawieniem okien dachowych. Więc w przyszłym tygodniu domek zadaszony, za(okniony) tylko drzwi brakuje.
W między czasie nareszcie dotarł ktoś kto sprawy ocieplania budynków ma w jednym palcu i nareszcie mogliśmy pogadać o kwestii ocieplenia. Niestety jego fachowa opinia nie brzmiała najciekawiej, potwierdziła tylko opinię innych, że budynek musi się przemrozić. Tak więc niestety kolejną sprawę musimy przełożyć na później, a to oznacza, że pewnie znów nasze plany mieszkaniowe się przesuną. Ponadto kwestia chudziaka, który będziemy kłaść na dniach, to kolejna rzecz na jaką zwrócił nam „ocieplacz” uwagę. Aby jemu też dać odpocząć i porządnie przeschnąć, podparł to doświadczeniem i własnym przykładem gdy we własnym domu dość szybko wylewał podłogi, po wylaniu chudziaka i po kilku latach musi wymieniać w domu. Tak więc niestety poraz kolejny rzeczywistość weryfikuje plany.
Coraz bardziej zbliżam się do zrobienia podsumowania ile za co i dlaczego tak drogo. Czas przedstawić koszty budowy poszczególnych etapów budynku.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia