Powolutku do przodu...
Dobry ten dziennik budowy, bo człowiekowi uświadamia, że ta budowa to od niedawna całkiem, a nie od wieków...
Pamiętnego dnia 29 października (piątek) zalali my ławy. Po tak wielu bojach i zawiejach (emocjonalnych), że po ławach wieczorkiem zalali my i siebie... Fakt, byliśmy tak zmęczeni, że powaliło nas pół litra grzańca (wino) na dwoje.
A było to tak:
- perturbacje z ławami; kierbud wzburzony, że za wysoko, że więcej wykopać trzeba, majster wpieniony, bo niechcący to na niego kierbud uzewnętrznił swe emocje, no i musieliśmy dopłacić za dodatkową robotę majstrowi. Wniosek - mamy nauczkę, że kierownik musi wszystko na oczy swe ujrzeć, żeby potem nie było "be". I tak to taniej wyjdzie, niż rozliczać się z majstrem...
No ale ogólnie pax pax pax...
- gruszki coś nie mogły dojechać, w końcu jak dojechały, to beton lać się nie chciał, pompa prychała, kichała kamieniami i suchym betonem... no ale w końcu ławy zalane, betonu na styk, mogłoby być ciut więcej. Po paru dniach wywalczyliśmy zwrot 250zł, kompromis, bo według nas było o 2 metry3 betonu za mało. No ale pompa bez limitu czasu. No i po drugie podobno to beton B25. Podobno...
Więc mamy piękne ławy, zalane w folii. Pod spodem podsypka z suchego , żeby zastabilizować, efekt fajny: nawet na takim błotku jak nasza działka tylko w paru miejscach w wykopie była mazia betonowa, reszta sucha. Beton B25(?) pięknie związał, pogoda dopisała podczas wylewania, i parę dni później.
We wtorek panowie rozszalowali ławy i poszli na inną budowę. Wrócili we środę i czwartek i pięły się do góry mury fundamentów. Piorunem to szło.
No a w piątek zaczęło padać.
Sobota - lało.
Niedziela - mm.. no niedziela w końcu.
Zobaczymy jaki będzie ciąg dalszy jutro. Zapowiadają deszcze przez kolejnych parę dni...
1 komentarz
Rekomendowane komentarze