Dom na miodowej łące
Witajcie mili goście, którzy, jak mam nadzieję będziecie tu czasem zaglądać Tak się jakoś złożyło, że po ponad roku czytania i oglądania poczynań innych, postanowiłam założyć własny dziennik budowy. Stawiam pierwsze kroki w wirtualnym świecie, proszę więc o cierpliwość i wyrozumiałość
Zaczynając naszą przygodę, musimy się cofnąć w czasie o jakieś 25 lat. Kiedy byłam małą dziewczynką zawsze zazdrościłam kuzynkom własnego domu, tej ciszy, pól i lasów za oknem. Nawet tego, że wieczorem trzeba było palić w piecu (takim na węgiel, drzewo itp), żeby już rano było znów zimno oraz tego, że trzeba było się kąpać w pralni, bo na drugim piętrze to już nie zawsze było ciepło w łazience (dom-kostka), a nawet tego, żeby mieć otwór drzwiowy w kształcie łuku trzeba było nieźle kombinować ( wszystkie domy na całej ulicy musiały być wedle projektu jednakowe:eek:)
Kiedy mnie pytała rodzina o chłopców, "narzeczonych", wtedy, jako dziecko zawsze mówiłam, że wyjdę za mąż tylko za chłopaka "z domem", nie dałam sobie przetłumaczyć, że będzie liczyło się coś innego, że się zakocham.
Minęło kolejnych 5 lat. Z dziecka stałam się nastolatką, zmieniły się moje poglądy na sprawy damsko-męskie, i kiedy poznałam mojego obecnego męża (tak,tak poznałam męża jako nastolatka:o) liczyło się dla mnie tylko to jaki jest, po prostu liczyła się miłość. Kiedy po ślubie zamieszkaliśmy we własnym mieszkaniu,( którego nawet nie musieliśmy kupować), to był luksus i nikt wtedy nie myślał o domu:) Teraz z perspektywy czasu, kiedy właśnie budujemy nasz dom, przypomnę sobie te słowa z dzieciństwa, to myślę, że jednak "coś w tym jest":)
Dzięki za wysłuchanie tej historyjki, przejdźmy więc do konkretów ale to już innym razem, bo właśnie synek się budzi z drzemki:bye:
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia