Dom na miodowej łące
Witajcie drodzy goście,którzy odwiedzacie mój dziennik, czy też raczej coś co można nazwać "zaczątkiem dziennika". Dzięki za odwiedziny:) Druga osłona historyjki o tym, jak rozpoczęła się nasza przygoda z budowaniem.
Kiedy jeszcze byliśmy tylko we dwoje, często zdarzało mi się jeździć z mężem do jego pracy w terenie(jako pomocnik, jako towarzysz podróży ,czy też jako pilot( z mapą w dłoniach), a że pracuje w okolicy bliższej i dalszej, toteż chłonęłam w tych podróżach klimaty małych miejscowości i wiosek:eek:. Kiedy potem wracaliśmy do naszego mieszkania w bloku, było mi smutno i tęskniłam do tych krajobrazów i sielskich miejsc z dala od większych miejscowości. Zaczęłam marzyć o tym żeby też tak mieszkać, najchętniej w jakiejś wiosce "zabitej dechami', tam " gdzie wrony zawracają". Mój mąż wogóle nie chciał o tym słyszeć, wiedzałam, że jest to w tamtym czasie niemożliwe. Zdziwiłam się więc bardzo , kiedy pewnego razu zapytał mnie, czy przeniosłabym się do innej miejscowości, gdyby on zmienił pracę? :eek:Wiązałoby się to z kupnem działki i budową domu. Zgodzłam się bez wahania, tym bardziej, że była to miejscowosć w której mieszka moja babcia. Zaczęłam snuć plany, w programach komputerowych robiłam wizualizację ogrodów i domu. Niestety z pracy "wyszły nici", a co za tym idzie z reszty planów również. Od tego czasu jednak złapaliśmy bakcyla posiadania swojego kawałka ziemi, a ja "napaliłam "się na dom. Pozostało mi tylko pomarzyć: może kiedyś?
W 2001 roku kupiłam pierwszy katalog z projektami, a co, pomarzyć zawsze można, mój mąż jednak zawsze kiedy wspominałam o domu, sprowadzał mnie na ziemię i do pewnego czasu wogóle nie chciał rozmawiać ze mną na te tematy. W tym pierwszym katalogu znalazłam idealny( wtedy tak myślałam) dom, nazywł się chaber i była to miłość od pierwszego wejrzenia, jeśli kiedyś będziemy budować to tylko ten i żaden inny.
Mijały kolejne lata, ja kupowałam katalogi, oglądałam ale nadal prym wiódł chaberek,co z tego, kiedy z tego mojego oglądania nic nie wynikało. Aż przyszedł rok 2004, mój mąz powoli dał się przekonać do tematu, zaczęłam więc szukać działki w ogłoszeniach lokalnej prasy. Niby tak od niechcenia, z dozą nieśmiałości obejrzelismy około 15 działek. Każda miała coś nie tak, a to była za waska, a to za daleko, a to cena nie taka. W końcu trafiła się taka fajna działeczka ale miała jeden znaczący mius. Otóż w krzakach za działką znajdowało się dzikie wysypisko, a że działka była z lekkim spadkiem, więc zanieczyszczenia spływałyby na naszą działkę. Można było to wszysko sprzątnąć ale jakoś nie wierzyliśmy, że śmieci znów nie wrócą na to miejsce. Czarę goryczy przelała pani w gminie, kiedy pokazała mi mapę tej okolicy z zaplanowanym ( co prawda w przyszłości) wysypiskiem śmieci nieopodal wybranej działki. Oczywiste stało się, że jej nie kupilismy, do dziś nie wybudował się tam żaden dom.
Co było dalej? Jak staliśmy się posiadaczami naszej obecnej działki? O tym w odsłonie trzeciej, zapraszam, do zobaczenia, a właściwie do "przeczytania":bye:
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia