Pierwsza grządka i 7 bocianów, czyli co nas czeka w przyszłości
To znowu ja po dłuższej przerwie, spowodowanej różnymi okolicznościami życiowymi, tudzież chorobami i wstyd się przyznać ale jeszcze się nie nauczyłam wklejać zdjęć, więc myślę po co będę ludziom głowę zawracała swoimi wspominkami bez żadnych konkretów:( Ale jakoś tak mi się zatęskniło więc odzywam się dzisiaj, choć pewnie znów co niektórzy poczują niedosyt w postaci braku zdjęć. Nie mogę się doprosić męża, żeby popatrzył, co z tymi zdjęciami, jego taki dziennik nie bardzo kręci, muszę ładnie poprosić, może niedługo coś z tego będzie (zdjęcia dawno przygotowane w komputerze) ale... no właśnie ja to taka mało komputerowa jestem jak na obecne czasy, taka bardziej literatka, starodawna, archaiczna, rzec by przedpotopowa:eek:. No dobra, dość tych usprawiedliwień, wszak to nie szkoła.
Jak już wcześniej wspomniałam, zanim jeszcze działka stała się nasza, posiałam w domu różne warzywa i kwiaty, teraz należało przygotować jakąś grządkę, żeby to wszystko gdzieś posadzić, jak urośnie. No i właśnie, po wielu latach marzeń o własnej ziemi ( rodzice mają ogródek działkowy ale to przecież rodziców, a że starsze pokolenie ma nieco inny sposób na uprawę, nie zawsze szło się dogadać, wiecie ja swoje, a oni swoje) dnia 31 marca 2004 roku zabraliśmy się z moją drugą połową do kopania pierwszej grządki. Polegało to na tym, że ręcznie tzn za pomocą szpadla (pierwsze nasze, własne:) narzędzia, zakup których był wielkim przeżyciem dla mnie, wyjazd do ulubionego marketu budowlanego, wybieranie i tak dalej:eek:, pewnie jest to dla niektórych szok, jak przeżywałam wtedy niektóre sprawy ale tak już mam i spełniały się moje małe marzenia) zrywaliśmy darń, gdyż działka nasza była koszoną często łąką, takie prawie boisko i trawa była bardzo zbita. Przez całe popołudnie, aż do zmierzchu:eek: udało nam się zrobić grządkę mniej więcej o wymiarach 1.2 m na 2 metry i zacząć drugą ( była to żmudna i ciężka robota). Teraz wypadałoby wstawić zdjęcie ale.... no właśnie. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy tego dalej ciągnąć i zamówimy orkę, co potem zrobiliśmy ale o tym póżniej. Wspomnę teraz o tym, co w tytule.Otóż tego dnia, kiedy po raz pierwszy byliśmy tak na dobre na naszej działce i kopaliśmy swoją pierwszą grządkę, było dość zimno, mokro ,ziemia kleiła się do rąk ale było fajnie: skowronki dzwoniły nad polami, przeganiały nas czajki i wiele innych ptaków można było dostrzec, jak to na przedwiośniu na łąkach. W pewnym momencie nadleciało stadko bocianów, naliczyłam ich 7, przysiadły na końcu naszej łąki, chwilę pochodziły i odfrunęły:) Zaczęliśmy się z mężem śmiać, co to może oznaczać
(chyba wiecie, co mam na myśli), dodam, że od kilku ładnych lat byliśmy sami we dwoje. Nie wzięliśmy sobie jednak tego na serio do serca, chociaż jakaś iskierka nadziei się pojawiła ( ha, ha, ha ona jeszcze wierzy w bociany). Do następnego razu.


0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia