Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    148
  • komentarzy
    114
  • odsłon
    304

Właściciele ziemscy, czyli pierwsze podatki i pierwsze plony.


nionia

684 wyświetleń

 

Dzisiaj po prostu muszę pisać i już Witajcie, ja już niejako duszę się w domu, duszę się bez pisania, bez budowy, działki, jak tak dalej pójdzie to chyba mnie tu nie będzie, bo się zaduszę całkiem:). Przez połowę ostatniego tygodnia gorączka nie odpuszczała mi i nie schodziła poniżej 39, bez tabletek przeciwgorączkowych ani rusz, do tego zatoki, oskrzela, a teraz jestem w połowie kuracji antybiotykowej. Tak to już u nas jest, że z nowym rokiem dom zamienia się w szpital, a ja chwilami mam już wszystkiego dosyć. No dobra, skończę już to marudzenie ale tak to już jest, że jak człowiek się trochę wywnętrzni, to mu już od tego samego wywnętrzniania trochę lepiej, a że z realnymi koleżankami nie mogę się spotykać, to może chociaż w wirtualnym świecie ktoś z przyjaciół posłucha i wesprze dobrym słowem, albo kopniakiem, no wiecie takim na szczęście:D

 

Jak ostatnio wspomniałam, po wieczornym trudzie kopania grzadki, zdecydowaliśmy się na zamówienie orki, znalazł się znajomy mojego taty, który nam to zrobił, przeoraliśmy jakieś 10 arów od przodu działki, trochę pod warzywa, trochę pod ziemniaki i truskawki. W kwietniu z wielką przyjemnością wytyczaliśmy grządki, sadziliśmy warzywa (z własnej, wyprodukowanej przeze mnie rozsady). Raz nawet wybrałam się sama autobusem komunikacji miejskiej (z przystanku do działki mamy około 300, a nasza wioska jest ostatnią, do której dojeżdża zwykły autobus mpk, ja natomiast nie jestem osobą zmotoryzowaną, no chyba że chodzi o rower, to tak). Jechałam z pewnym niepokojem, czy będę się dobrze i bezpiecznie czuła sama w polu, do najbliższych zabudowań 100 metrów, działka nieogrodzona, nie znam ludzi, ani okolicy, trochę mnie to przerażało:o Kiedy już zajechałam, wzięłam się do pracy (sadziłam dymkę i siałam marchew), słoneczko świeciło, skowronki nade mną śpiewały, cisza, spokój, od tamtej pory przestałam sie bać, nie myślałam o złych rzeczach, moja silna potrzeba bycia tam przezwyciężyła moje lęki i obawy. W tym pierwszym sezonie jeszcze dwa raz przyjechałam na działkę sama, tym razem nawet rowerem, chociaż nie jest daleko, od naszego miasta jakieś 10 km, to jednak jest trochę trudno, ponieważ okolica naszej wioski wznosi się lekko pod górkę w stosunku do położenia naszego miasta. Dzisiaj będzie trochę dłużej, tyle mam do opisania. Kiedy tak zajechałam na działkę pierwszy raz rowerem, poszłam na sam jej koniec, położyłam się w wysokiej trawie, świeciło słońce, śpiewały ptaki, bzyczały owady, a ja chłonęłam całą sobą to wszystko i nie było mi nic więcej do szczęścia potrzebne, pamiętam to jak dziś, ale się rozmarzyłam:)

 

A teraz wróćmy znów do wiosny.W maju zaczęło solidnie padać i kiedy po kilku dniach pojechaliśmy na działkę naszym oczom ukazało się piękne ryżowe pole, czyli nasza łąka z soczyście zielonymi, młodymi pędami trawy. Niestety to jest właśnie ów najważniejszy, nie do przeskoczenia mankament działki, o którym wcześniej wspominałam. Mniej więcej 3/4 działki jest na podłożu z dużą domieszką gliny, przez co klasa gruntu jest dobra ale co z tego. Widząc taki stan przed kupnem, pewnie i tak byśmy się zdecydowali, myśląc sobie, jakoś to będzie i jakoś jest (chociaż po ostatnich bardzo śnieżnych zimach jest ciężko), poza tym wtedy bardzo zależało mi na działce. O domu z piwnicą mogłam już tylko pomarzyć, tym bardziej, że człowiek który wykonywał nam orkę mówił, że w naszej wiosce nikt nie ma piwnicy, takiej zagłębionej, tylko taką w przyziemiu, a po wysokich schodach dopiero sie wchodzi na parter. Ja zawsze chciałam dom z piwnicą ale taki, do którego wchodzi się po najwyżej 3-4 stopniach. O projekcie podpiwniczonym "Chaber" mogłam zaczać powoli zapominać, chociaż uwierzcie mi, nie było łatwo.

 

Kiedyś zapukał do mnie pewien człowiek i spytał, czy mamy działkę w ....., trochę mnie przeraził, o co może chodzić, a to tylko nasza gmina w ten sposób postanowiła zaoszczędzić na znaczkach i poprzez różne osoby (nie wiem na jakiej zasadzie) dostarcza papiery podatkowe, obecnie zaniechała już tego rodzaju praktyk i bardzo dobrze. Kiedy już zapłaciliśmy pierwsze podatki, naprawdę poczułam się jak prawdziwa"właścicielka ziemska":D . Do tego doszły jeszcze pierwsze plony: sałata, rzodkiewka, bób, sianokosy w czerwcu( jak tylko trochę obeschła ziemia), cotygodniowe-sobotnie chwile spędzane w ogródku warzywnym, każdy wolniejszy wieczór, dowożenie wody do podlewania roslinek (samochodem w baniakach), pielenie, przywożenie, ważenie, fotografowanie pierwszych darów naszej ziemi:o. Tak pięknie minął nam wtedy ten pierwszy sezon na własnej działce, chociaż plony były minimalne, a zasiewy trzeba było chronić w najróżniejszy sposób przed ptakami i dzikimi zwierzętami, to jednak byłam bardzo szczęśliwa, że mogę dać coś ziemi, a ona coś daje mnie; i dała, swoją energię, siłę witalną, chęć działania, pozytywne nastawienie. Kiedy tak leżałam w naszej trawie, tak właśnie czułam.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...