o tym jak trudno usiedzieć na dupie, czyli w oczekiwaniu na wiosnę
Mimo, że piździ u nas jak w kieleckim (sorki za wulgaryzmki - to przez ten wiatr), pojechaliśmy dzisiaj na działkę do roboty, gdyż ... patrz tytuł wpisu
Zadanie bojowe numer 1 polegało na posprzątaniu butelek po napojach gazowanych i nie tylko, potłuczonej szyby samochodowej i rozwalonego lusterka, które zostawili w naszym lesie jacyś debile, którzy urządzili sobie "wypasioną" imprezkę ze szklanym finałem. Wszystko rozumiem - imprezka na łonie natury - czemu nie, ale niechby po sobie posprzątali. Wkurzyłam się, bo dwa tygodnie temu nasz pies pociął sobie łapę podczas spaceru, co skończyło się wizytą u weterynarza i założeniem szwów, czego mój pies bardzo nie lubi:(
Zadanie bojowe numer dwa to "oddeskowywanie" stropu. Tu potrzeba niezwykłej siły i determinacji, dlatego jedyną osobą godną tego zadania jest oczywiście mój mąż. Walczy już z tymi cholernymi dechami kolejny dzień, a końca nie widać (nasi fachowcy gwoździ i wkrętów nie żałowali). Podczas jednego z grudniowych wypadów poniósł biedaczysko uszczerbek na zdrowiu - wszedł na dechę z gwoździem i wbił go sobie w stopę, co skończyło się wizytą na izbie przyjęć i podaniem surowicy przeciwtężcowej, czego mój mąż bardzo nie lubi:(
Dzisiaj na szczęście wróciliśmy wszyscy cali i zdrowi:)
Byle do wiosny:)
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze