Nareszcie :-)
Dostaliśmy pozwolenie na budowę ! ! Alleluja... Po prawie 7 miesiącach, z których większość to czas oczekiwania na dokumenty, zmiany i uprawomocnienia. Wszystko tworzone dla sztuki lub poprawiane błędy urzędników stosujących spychologię z wirtuozerią wypracowaną przez lata treningów .
Na szczęście mróz był na tyle silny, że rozpoczęcie robót byłoby równie absurdalne jak próby prowadzenia logicznych rozmów z biurokratami.
Jednocześnie wróciły rozterki już dawno zapomniane w plątaninie zawiłych ścieżek urzędowego lasu: Czy lać fundamenty i czekać by się "uleżały" dilabli wiedzą jak długo, czy może od razu ciągnąć piwnicę razem ze stropem?
W którym momencie przerwać roboty jeśli zabraknie kasy: Na etapie surowego otwartego czy zamkniętego? A co jak rozkradną przez zimę??
Czy budować dwa lata za swoje, czy może wziąć kredyt jak skończy się kasa i ciągnąć roboty aż sie wprowadzimy? A jeśli tak to na jakim etapie wykończenia zamieszkać?... I milion podobnych pytań, na które odpowiedzi nie mają koloru białego lub czarnego?
A gdy mam dość rozważań powyższej treści - przytulam się do okrągłego brzuszka mej pięknej małżonki i nasłuchuję czy nasz synek coś mi podpowie ... To już niedługo...
W.
P.S. dla zabawy idę jutro wytyczyć budynek na działce. Ciekawe czy nadaję się na geodetę
3 komentarze
Rekomendowane komentarze