Dzień z cyklu trudnych
Ponieważ dziennik traktuję jako swoistą terapię, która pozwala na to bym :
1. Nie trafiła do psychiatryka
2. Nie zabiła kogoś
3. Nie wyskoczyła z okna
4. Nie zaczęła krzyczeć na środku ulicy itd, itp
to dziś nie tylko o planowanej budowie
Ponieważ moje kochane autko stwierdził, że praca i załatwianie spraw z budową to zdecydowanie za mało jak dla mnie postanowiło się zepsuć żebym i mu poświęciła swój cenny czas. Nie wytrzymałam kopnęłam go w oponę i po 10 głębokich wdechach pojechałam do blacharza (zawias w drzwiach strzelił). Pan radośnie powiedział, żeby sobie poszła na długi spacer bo auto będzie gotowe za ponad godzinę. Była 15 km od domu więc tylko spacer wchodził w grę. Łaziłam więc po wsi zastanawiając się ile rzeczy w tym czasie bym zrobiła. Po godzinie i 20 minutach wracam i samochód naprawiony i koszt też nie zabójczy bo 50 złotych. Wsiadam radośnie do autka i auto nie odpala. Blacharz głowi się kombinuje, wyciąga świece czyści i nic. Po godzinie okazało się, że robiąc drzwi wyłączył przez przypadek jakiś przycisk wstrząsowy czy coś tam co odcina pompę Wróciłam do domu o 13-tej czyli po 4 godzinach. Myślałam, że oszaleje!!!
Jedno dobre, że w skrzynce czekało na mnie z Vatelfala zapewnienie o dostawie prądu, choć napisali że na potrzeby trzeba nową linię pociągnąć i coś tam coś tam więc już widzę grzecznie uprzedzają, że pójdzie mi po kieszeni. No chyba, że ktoś wcześniej będzie podłączał prąd tam w okolicy, ale w to wątpię
3 komentarze
Rekomendowane komentarze