Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    11
  • komentarzy
    8
  • odsłon
    79

Złe dobrego początki


chodasia

2 151 wyświetleń

 

- Yes! Yes! Yes! – mogłabym wyskandować za jednym z byłych premierów. W końcu zaczynamy! Jutro tyczymy budynek. Długa, kręta i wyboista droga prowadziła nas do tego punktu.

 

Zaczęło się od marzenia. Domek na podbeskidzkiej wsi, w spokojnej okolicy, jednak nie za daleko od miasta. Koniecznie z widokiem na góry. A na tarasie, wychodzącym na niewielki, zmyślny ogródek ja i mój Supermąż.

 

Nie gromadzenie funduszy na ten zacny cel okazało się, mimo przewidywań, najtrudniejsze. Przeszkodą nie do pokonania numer jeden było znalezienie działki. Co gorsza, musieliśmy działać na odległość. Zasiedliśmy więc raźno do Internetu i przepuściliśmy szturm na portale oferujące nieruchomości. Gdy opadł pierwszy entuzjazm, zaczęło nam się mienić w oczach.

 

- Czy naprawdę chcą nam opylić tę na dziesięć metrów szeroką, długą na sto, ni chybi, bieżnię dla skoczków w dal? – dziwił się Supermąż.

 

- A ten transformator na samym środku pola dałoby się jakoś wkomponować w elewację? – zastanawiałam się zdesperowana.

 

Jeśli cena działki wyglądała na przystępną, można było w ciemno zakładać się, że gdzieś tam tkwi haczyk w postaci:

 

- najbliższego sąsiedztwa cmentarza,

 

- zadłużonej hipoteki,

 

- słupa wysokiego napięcia w prezencie lub wspomnianego transformatora,

 

- rolnego charakteru gruntu, choć właściciel zarzeka się, iż toż to działka budowlana, panie,

 

- wymiarów pozwalających wybudować na niej najwyżej karmnik dla ptaków,

 

- położenia na skarpie, na której pionu nie utrzymałyby nawet najbardziej szanujące się kozice górskie.

 

Gdy już upatrzyliśmy coś w miarę odpowiadającego naszym oczekiwaniom, wysyłaliśmy mojego Tatę, który był na miejscu, na zwiady. Powracał nieodmiennie z informacją:

 

- Bez sensu! – I nie miał tu bynajmniej na uwadze walorów działki, lecz samą ideę budowy domu i to jeszcze tak daleko od rodzinnego Śląska!

 

Osobiście obejrzeliśmy kilka gruntów. A schody piętrzyły się coraz wyżej.

 

Jedna działka znajdowała się na uroczym wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na Jezioro Żywieckie. Czegóż chcieć więcej? Może tylko tego, żeby właściciel, posiadający również działkę obok, nie uszczknął sobie paru metrów z tej do sprzedania, bo droga wydawała mu się za wąska. Tym sposobem nasza niedoszła ziemia zamieniła się w kiszkę nienadającą się do niczego.

 

W kolejnej miejscowości agent nieruchomości zapewnił nas na duszę własnej babki, że, choć wodociągu nie ma, istnieje możliwość przyłączenia do tzw. samociśnienia. Kiedy Tata udał się na osobiste zwiady, miejscowi górale powiedzieli mu, co o nim myślą.

 

- Żadnym obcych tu nie chcemy! – wydzierali się zza stodoły. – I wody nie damy! Bo nie!

 

W innej wiosce wszystko niby grało, ale jakoś tak szaro i ponuro dookoła. A do tego ciężarówki z materiałami budowlanymi musiałyby nauczyć się latać, by pokonać skarpę oddzielającą działkę od drogi.

 

Poczęliśmy już rwać włosy z głowy i obgryzać paznokcie z rozpaczy, kiedy sytuację uratowała moja Mama. Odwiedzając przyjaciół posiadających domek w niewielkiej wsi pod Żywcem, zwęszyła okazję. Znajomy znajomego słyszał, że znajomy jego znajomego ma do sprzedania grunt. Mama ruszyła więc tropem i znalazła dla nas perełkę.

 

Niecałe dwanaście arów wymiarowej działki na niewielkiej górce, z widokiem na Pilsko, Skrzyczne i Babią Górę. Cena przystępna, sąsiedztwo ładnych, nowych domków na uboczu wsi. Nie zastanawialiśmy się długo i już po miesiącu zostaliśmy właścicielami ziemskimi.

 

A oto, jak wygląda nasz kawałek pola:

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...