Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    11
  • komentarzy
    8
  • odsłon
    79

Budowlańcy z piekła rodem


chodasia

1 451 wyświetleń

 

Działka była, projekt był, papierkologia pozałatwiania. Tylko kto nam wybuduje ten dom? Bo ja sama co najwyżej mogę przykręcić żarówkę, Supermąż woli wykończeniowe roboty, a żadnych chętnych wujków – złotych rączek nie posiadaliśmy.

 

Przeszperaliśmy Internet w poszukiwaniu ekip budowlanych i niczym te jury w jakimś X Faktorze czy innym Idolu, wzięliśmy się za weryfikację. Przedział cenowy, jaki oferowali nam panowie był szeroki. Od całkiem rozsądnych ofert po ni chybi kosztorys budowy stadionu olimpijskiego.

 

Już teraz nie zliczę, z iloma delikwentami spotkaliśmy się osobiście. Pomysłowością tryskali na prawo i lewo. A to, że trzeba połowę działki wysypać żwirem, bo panie przecież ja tu nie podjadę. A to, że noclegi sobie życzą dla wszystkich członków ekipy, ich rodzin oraz bliższych i dalszych znajomych. Posiłki też by się zdały. Najlepiej pięciodaniowy obiad. Z deserem. A to, że dom murem kamiennym trzeba otoczyć, bo inaczej się wszystko zawali.

 

Kierownik budowy ze swojej strony wciskał nam uparcie, że mamy kanadyjskim systemem budować, bo kto to w dzisiejszych czasach zwykłe murowane ściany stawia? Doradców milion, a robotników wciąż brak.

 

W końcu drogą eliminacji zdecydowaliśmy się na małą, rodzinną firmę prowadzoną przez ojca z synem. Cena rozsądna, obietnice, że ho, ho. Do czasu propozycji podpisania umowy.

 

- Umowa? Jaka umowa? A co to umowa? Lepiej bez…

 

Kręcili nosem, stękali, wykrzywiali się, ale ostatecznie pogodzili się z faktem, że na lewo się nie da. Poczęli więc krzyczeć wniebogłosy:

 

- Zaliczka! My chcemy zaliczkę! Bo, panie, takie wydatki, to co ja biedny mam ze swojej własnej kieszeni wykładać? No nie ufasz mi pan?

 

Kiedy zrozumieli, że pierwszą kasę zobaczą po wykonaniu stanu zero, miny im zrzedły. To jak to? Nie da się naciągnąć frajera? Rozbebrać, co się da i zwiać z zaliczką jak najdalej? Albo siedzieć na innej budowie i wciąż obiecywać, że już jutro, już jutro przyjdziemy na waszą? Zrezygnowani przystali i na te straszliwe warunki.

 

Nadszedł ten szczęśliwy dzień. Tyczymy budynek! A mama nie uczyła, że nie mów hop, póki nie przeskoczysz i nie chwal dnia przed zachodem? Entuzjazm przyćmił nam zmysł podejrzliwości. Umówiliśmy się z budowlańcami, geodetą oraz kierownikiem budowy i przybyliśmy radośnie na działkę. A tam nikogo.

 

Po jakiejś półgodzinie nadjechał geodeta. Spojrzał na przytachane przez nas resztki boazerii, które miały służyć przy wytyczaniu budynku i zadał podstawowe pytanie:

 

- Gdzie ekipa?

 

A ekipy niet. Telefon nie odpowiada. W końcu przez przypadek któryś odebrał i oznajmił, że oni nie przyjadą, nie podpiszą żadnej umowy, bo nie i co mi tu pani będzie cisnąć! Ot co! Przecież nie o to chodzi, żeby oni się narobili, musieli przestrzegać jakichś durnych zasad, nie mogli robić, co im się rzewnie podoba i powtarzać średnio co tydzień:

 

- Panie! To będzie o wiele więcej kosztować! Musimy się dogadać.

 

Kierownik budowy zwyczajnie zapomniał sobie, że się z nami umówił.

 

Geodeta odjechał z kwitkiem.

 

My pozostaliśmy siedzieć na trawie i rozpaczać.

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...