Startujemy!
Nastał zbyt długo wyczekiwany dzień! Geodeci wkroczyli na działkę, by ustalić, gdzie dokładnie stanie nasz domek.
Przywieźli ze sobą specjalistyczny osprzęt. Rozstawili takie żółte coś.
Powbijali drewniane płotki w ziemię.
Ale Supermąż nie był przekonany. No bo jak to ma być sześć metrów? W życiu Warszawy! Pod kpiącym okiem geodetów przemierzyłam odległość, stosując niezawodną, tradycyjną miarę – jeden krok równa się jeden metr. Nawet się zgadzało. Supermąż dla pewności uruchomił miarkę budowlaną. Wciąż się zgadza. A jednak nie wygląda! Specjaliści chyba już nas – niedowiarków mieli dosyć, bo spoglądali krzywo i szeptali coś do siebie.
Do domu jeszcze daleko, ale na działce stanęły pierwsze budowle!
Szopka na narzędzia.
Oraz przecudnej urody latryna, w której siedząc, można podziwiać panoramę górską.
]
Już pojawił się sznur chętnych na weekendowego grilla na działce.
Przyjechała też już stal. No i pojawił się pierwszy zgrzyt. Bo prętów miało być 180, a dojechało 150. Przy czym, nie wiedzieć, czemu, cena pozostała ta sama. Po przeliczeniu wszystkiego dokładnie, doszliśmy do wniosku, że ni chybi orżnięto nas o parę dyszek. Machnęliśmy jednak zrezygnowani ręką i postanowiliśmy, że nic nie zakłóci naszej radości z pierwszych postawionych kroków!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia