plany, planami - a rzeczywistość swoje
Wczoraj miałam dokończyć grabienie trawników, dzisiaj miałam kosić już baardzo dużą trawę... I co, i kupa blada. Wczoraj, prawie cały dzień spędziłam w samochodzie, popołudniem Niunia zaczęła wymiotować i nie tylko... (już na szczęście jako ostatnia, bo chłopaki mieli to w zeszłym tygodniu). I z wczorajszych i dzisiejszych planów nici.
Szczęście, że tym razem to jednodniowa sprawa (mam nadzieję). Jak się wczoraj zaczęło koło 15 tak się dzisiaj skończyło koło 16.
Ale doba wyjęta z życiorysu - jej i moja.
Porządki na działce też dopiero po świętach. Zamierzam pojechać na Śląsk do rodziców na święta. Nie wiem jak ja to wszystko dam rade ogarnąć. Byłam tam ostatnio. Owocowe drzewa usunięte, jak prosiłam, ale trawa zaczyna już szaleć, a tu nie pograbione, gałęzie nie popalone. Jak jadę sama z Małą to się trochę boję robić ognisko, bo a nuż mi wejdzie w palące się gałęzie, albo z kolei za blisko podchodzi do wody. A monż tak zarobiony, że nie ma nawet kiedy wziąć urlopu.
No ale mamy czas do lipca się z tym uporać, bo wtedy ustaliliśmy wejście ekipy budowlanej. Liczę, że do tego czasu uzyskamy PnB.
Miałam nadzieję, że jednak uda się nam złożyć papiery wcześniej, gdzieś na początku kwietnia, no ale ...
Mówi się trudno
Pozdrawiam przedświątecznie
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia