Fundamenty
Nareszcie nasz domek nabrał pierwszych kształtów. Panowie zaszalowali fundamenty i przyjechała wielgachna grucha, by je zalać.
Nasi święci budowlańcy sugerowali nam, by w betonie zatopić obrazek Matki Boskiej na szczęście. Ciekawa jestem tylko, jak ich religijne poglądy mają się do kręcenia, kombinowania i mataczenia, które namiętnie wobec nas uprawiają.
Koniec końców fundament wyglądał jak basen wypełniony siwą wodą.
W miarę jak prace dobiegały ku mecie, Supermąż nagabywany był przez robotników.
- Ale ładnie wygłaskany fundament!
- Uch, ale to była ciężka robota!
- I mojkę postawiliśmy.
- Flaszka się należy! – przeszli do konkretów.
Nieobeznani z budowlanymi rytuałami, zdobyliśmy informacje nowe, a ciekawe. Znów w trosce o nasze szczęście panowie podjęli energiczne działania. Wyrwali z pobliskich chaszczy uschnięte drzewo. Wbili je pracowicie w ziemię. I poprzywieszali na gałęziach śmieci sortu różnego: zużyte rękawice, kawałki styropianu, pustą butelkę po coca–coli. Oznajmili, iż to cudactwo nazywa się mojką i jakby nie było, flacha się za nią należy. Cóż było robić? Poszliśmy do sklepu i zakupiliśmy pożądane wiktuały. Wręczyliśmy je rozochoconym budowlańcom i wróciliśmy do domu.
Na drugi dzień się okazało, że impreza była na tyle huczna, że panowie pozostawili otwartą na oścież skrzynkę z prądem, a kluczyki do niej i do szopy porzucili beztrosko w trawie. Na zdrowie! Za szczęście inwestora!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia