Piasek wyskakany...prawie
Małz wygląda jak rodowity mieszkaniec Afryki... no cóż pogoda po prostu dopisuje więc jedziemy z robotą.
Środa, czwartek, piątek skakanko skoczkiem i dosypywanie piasku, i znowu skakanko skoczkiem i dosypywanko piasku - i to wszystko w pojedynkę. No w czwartek co prawda wpadła pomoc ale tylko po to aby zorwalić sobie nogę taczką i w te pendy pognać do szpitala. Tyle mój brat pomógł.
W sobotę wróciłam już z wyjazdu wiec z małżem i synem-Maciakiem na działeczkę. Piasek łopatami kitrowaliśmy do komór a małż skakał i skakał. W południe wpadło do nas wsparcie w liczbie sztuk jeden. Pospolicie zwane szwagrem - do taczki wsparcie w sam raz, bo ja nie daję rady. Tak więc ja łopata, szwagier taczka, małż skoczek. No czasami bywała zmiana: ja łopata, małż taczka, szwagier skoczek.
W niedzielę na działeczce stawił się klasycznie małż ale tym razem u boku z niezmordowanym szwagrem moim. Walczyli do późna i w ten oto sposób dziś możemy już skoczka oddać. Niemogę się doczekać wylania betonu, choć wiem, że jeszcze trochę trzeba przygotować grunt to już blisko...
Chyba ochota do pracy po takim weekendzie mi wróciła.
1 komentarz
Rekomendowane komentarze