Dzienniczek Chaberka - kroimy daszek
Etap budowy dachu od początku niósł ze sobą sporo emocji. Najpierw wybór ekipy - dobrej acz nie zabijającej kwotą wystawianego rachunku za robociznę, potem jeżdżenie po składach i oglądanie wystawek dachówek oraz zbieranie kosztorysów w celu wybrania tej naszej jedynej. Do tego etapu przyłożyłam się nader sumiennie i mimo że był bardzo rozciągnięty w czasie, to w końcu zakończył się sukcesem
Zamówiona więźba - drewno impregnowane ciśnieniowo i nam nieźle podniosła ciśnienie. Drewno miało zostać dostarczone dwa tygodnie temu, niestety okazało się, że jest tyle zamówień, że tartak nie wyrabia się z transportem i będzie tygodniowy poślizg...
Już niedługo okaże się, czy poznamy prawdziwą tajemnicę tego niecodziennego - bo aż siedmiodniowego poślizgu...
Ekipa cieśli miała wejść w czwartek 16 czerwca. Dzień wcześniej niecierpliwie czekaliśmy z mężem na telefon w sprawie kluczy do działki, ale niestety majster nie dawał znaku życia. W czwartek ledwie otworzyłam oczy a już szturcham męża, że trzeba dzwonić, bo znowu będziemy mieć następny tydzień nieplanowanego przestoju.
Gdy już wypiłam poranną kawę nieoczekiwanie zadzwonił telefon. Tym razem nie była to moja mama, z pytaniem czy nie potrzebuję rano świeżego mleka i bułeczek dla dzieci, lecz szef ekipy we własnej osobie, który prosi o podrzucenie rzutu dachu, bo ekipa cieśli jest już na działce a w projekcie brakuje dwóch ważnych stron.... ( a owszem, bo wypięłam je przy zamawiania więźby).
Uff, odetchnęłam z ulgą więc tym razem dotrzymał obietnicy, klucze od działki sprytnie przejął od szefa murarzy by z ścichapęk planowo rozpocząć pracę. Dzień rozpoczął się niczym wiadomością o wygranej w totolotka
Praca naszych krojczych:
Dzień pierwszy - zapoznanie się z projektem dachu, przemyślenia konstrukcyjne, przygotowanie szablonu.
Dzień drugi - mozolne czynności, przy których sporo pracy a mało efektu, bo czy można mówić o spektakularnym rozwoju budowy po zamocowaniu murłaty i kilku krokwi?
Dzień trzeci - pojawia się zarys więźby dachowej
Potem niedziela i zasłużona przerwa, a w poniedziałek ... po godzinie przeczekiwania deszczu ekipa zwinęła się do domu, mówiąc że przejaśnień już dzisiaj nie będzie Około 11.00 deszcz przestał padać ale my mamy już dzień postoju na budowie.
Przypadkowo wyjaśniła się też tajemnica transportu naszej więźby - mąż w rozmowie z robotnikami dowiedział się, ze nasza więźba dziwnym zrządzeniem losu (lub raczej na skutek niedopatrzenia w tartaku) trafiła umówionego dnia zamiast na nasz plac budowy - na budowę innego inwestora, gdzie wykonawcą również była ta sama ekipa. Czy to możliwe??? Wierzyć mi się nie chce
Edytowane przez ewanz
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia