Nasz dom – z problemami
Strasznie długo nie pisałam, ale tak do wszystkich to można: o niektórych marzeniach i o dobrych wiadomościach, prawda? A jak coś nie tak – to człowiek najpierw pyta, kiedy będzie dobrze, później sam sprawdza, co się dzieje i robi to z tym większym niedowierzaniem, im większa była wcześniej jego ufność... A w końcu zaczyna walczyć o swoje. Teraz poznałam jeszcze 4. fazę: jak się trafia na opór a inne ważne sprawy życiowe, np. rodzina lub praca zawodowa, bardzo absorbują, to człowiek w geście samoobrony po prostu obojętnieje nawet na sprawy, na których bardzo mu zależało, z którymi łączył swe plany i marzenia. Jednym słowem przekonuję się, że być może najważniejsza różnica między samodzielnym chandryczeniem się z szefami kolejnych ekip budowlanych a zleceniem całości jakiejś firmie jako generalnemu wykonawcy polega przede wszystkim na tym, że w tym drugim przypadku ustala się wszystko z 1 tylko osobą. Tyle – że ustala się bez końca:rotfl:, a to sprawia, że zakrada się zwątpienie, także w jakość przyszłych prac, kiedy ( jeśli? ) w końcu ruszą... To wnioski ogólne, a konkrety wyglądają tak: najpierw przekładane terminy przysłania projektów (chciałam je pokazać tacie-budowlańcowi przed złożeniem w urzędzie). Niby tylko o kilka dni, z zapewnieniem, że to skomplikowane wyliczenia itd. Aż tata, kiedy wreszcie je zobaczył, zapytał: „ zdecydowaliście się na projekt typowy, tak? To to, co mi przysłaliście, powinni wam dać 2 dni po uzyskaniu warunków zabudowy” i zwrócił uwagę na kilka niejasności, m. in. wystające z sufitu podciągi:o. Pewnie przesadził, ale termin, który mam w umowie na przygotowanie dokumentacji i tak jest już przekroczony. Jak wcześniej pisałam: miałam bardzo dobre wrażenia z pracy przydzielonego nam menadżera. Naprawdę jest b. uprzejmy, w różnych urzędach potrafi b. skutecznie załatwiać formalności, często się kontaktuje z inwestorami, tak, że naprawdę czułam się dobrze informowana. Od projektanta jednak nawet on nie potrafił wydobyć dokumentów... Poprosiłam więc o rozmowę z prezesem, wysłuchał – i tego samego dnia dokumenty przesłali do nas. Dziś poszliśmy je złożyć – niestety, okazało się, że są niekompletne. Podobno w urzędach zawsze dają termin na uzupełnienia, to normalna procedura itd. Być może. Ale sprawy znowu się odwlekają... Jestem mocno rozżalona, a najgorsze, że z tych doświadczeń wynika jeden wniosek: słuchać – i sprawdzać. Niby normalne w dzisiejszym świecie, ale czy po to decydowaliśmy się na generalnego wykonawcę? Mam nadzieję, że już wybrali przynajmniej jakąś ekipę budowlaną... Uff, podobno pisanie o problemach ma też funkcję terapeutyczną, więc: co było, to było – zobaczymy, jak będzie dalej. Teraz już sobie postanowiłam: piszę regularnie co tydzień i to będzie rzetelna kronika działań ES Polska – może także dla ich przyszłych klientów. Obym mogła pisać same dobre rzeczy – tak byłoby najlepiej dla wszystkich, prawda?
3 komentarze
Rekomendowane komentarze