Niedaleko Damaszku siedział diabeł na daszku...
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jutro ekipa skończy układanie dachu, więc diabełek, który dotychczas skutecznie mieszał w etapie krycia będzie mógł w końcu poszukać sobie innego lokum
Uff!!! Umowa na wykonanie dachu wskazywała datę 31 lipca, ale już dawno pogodziliśmy się z myślą, że ten termin nie zostanie dotrzymany.
Dotychczas na dachu pracowało dwóch pracowników i dwóch pomagało z dołu. W poniedziałek dołączył w końcu majster i dwóch dekarzy do prac zaawansowanych. Było jeszcze dużo przycinania dachówek, montaż drugiego okna dachowego i świetlika, montowanie kominków wentylacyjnych. Na jutro pozostała obróbka komina i gąsiory na kalenicy.
Stres budowlany w tym tygodniu dał mi ostro popalić. Toczyły się boje o sposób obróbki komina - dekarz chciał koniecznie zastosować blachę cynkowo - tytanową, niestety w ilości jednego arkusza w kolorze grafitowym nie była dostępna na terenie woj. łódzkiego, musielibyśmy pojechać do Warszawy. Obdzwoniłam najróżniejsze firmy łącznie z głównym przedstawicielem na rejon południowo-wschodni ( bo Łódź właśnie tutaj się kwalifikuje) i niestety, od ręki nic, na zamówienie owszem, ale trzeba czekać minimum tydzień. Oczywiście mogliśmy zainteresować się tym tematem wcześniej, gdybyśmy tylko wiedzieli, że blacha, którą dysponował nasz dekarz i z której chciał zrobić obróbki jest w kolorze jaśniutko szarym, a takie zestawienie kolorystyczne nawet dla mojego męża, który daleki jest od roztrząsania kolorystycznych niuansów, było nie do przyjęcia.
Dzisiaj dekarz w końcu odpuścił i zgodził się położyć taśmę kominiarską, zaznaczając jednak, że trwałość takiej obróbki przy naszym dużym kominie jest ograniczona i za kilka lat na pewno będziemy wzywać go na poprawki.
Oprócz tego toczyły się boje o odpowiednie docieplenie facjatek w miejscach stycznych z dachówką. Nasz dekarz początkowo podjął się wykonania tego docieplenia ale po położeniu styro odpuścił tłumacząc, że nie ma czasu aby się tym porządnie zająć. Podjęłam wiec ponownie rozmowy z ekipą od dociepleń. W końcu doszliśmy do porozumienia i dwóch pracowników dokonało uzupełnienia styropianowych wycinek, zaciągnęli siatkę, jak później stwierdzili sianowatą, i pokryli podkładem uniwersalnym.
A propos dachu - nie wiedziałam, że kładzenie uszczelki kalenicowej może wywołać tyle emocji. U nas raz była za szeroka, innym razem za wąska. Dzisiaj rano zarządziłam ściągnięcie gąsiorów i taśmy ze skośnej kalenicy i pojechaliśmy z mężem kupić inną o szerokości 30cm. Mąż od dzisiaj ma na reszcie urlop i przez cały dzień przyglądał się poczynaniom ekipy z poważną mina inwestora
Do czasu przyjazdu majstra pracownicy zdążyli usunąć feralny odcinek i zaczynali pracę od początku. Wszyscy potwierdzili jednak słuszność decyzji i efekt jest teraz zadowalający.
Zdjęcia wkrótce
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia