na wariackich papierach - czyli normalny dzień z życia Alicji
O co chodzi. ano o zamawianie materiałów. No dzisiaj to byłam lekko wkurzona. Najpierw zawieźć chłopców na zajęcia wakacyjne. Potem odwiedziny na budowie. Tam miała być miła wizyta z robieniem aktualnych zdjęć. Lecz okazało się, że na JUŻ! panu Wykonawcy są potrzebne następujące materiały:
- piach wiślany sortowany NO DOBRA MOŻE BYĆ PO POŁUDNIU (wieczorem mówił tylko o kopanym i taki załatwiłam na rano, jak sobie życzył)
- papa termozgrzewalna na izolacje poziome ław NA DZISIAJ W POŁUDNIE (what!, what!, ale ja jeszcze się nie przygotowałam z tego tematu!!!!!, ja nie wiem jakie są papy, które najlepiej dać, ja myślałam ze mam bardzo dużo czasu na przygotowanie się do tego - no normalnie panika)
- grunt pod papę NA DZISIAJ W POŁUDNIE (?????, Pani Alu w składzie będą wiedzieli - a ja to nie muszę?)
- bloczki betonowe gładkie NA DZISIAJ W POŁUDNIE (ok wiem gdzie są te co się Panu podobały - bo to nie ma być szajs co się sam rozpada, tylko ładne bloczki, rozmawialiśmy o tym wczoraj pojadę zamówię, ale nie mówił, że na natychmiast)
- cement NA DZISIAJ W POŁUDNIE (no mam nadzieję, że o cement nie będzie tak trudno)
- wapno w płynie NA DZISIAJ W POŁUDNIE (eee, ki czort?, ja pamiętam dół w ziemi na budowie mojego domu rodzinnego, ale teraz wszystko się widocznie pozmieniało).
No i dziwnym trafem spotykam na budowie Panią z pewnej hurtowni budowlanej . Uff pani na pewno się zna i w dodatku jest z kolegą.
Podałam Pani co mi potrzebne i myślę problem z głowy. Pani przygotuje mi całościową ofertę na materiały do budowy. Ale na to będę musiała poczekać. Papa najwyżej będzie po południu, trudno! Ale po bloczki o jednak muszę jechać, bo Pani tych akurat nie ma. Cóż myślę, pojadę sobie do domu, zrobię kawkę i przez telefon zamówię, a zapłacę przelewem, Mała będzie siedzieć przy bajkach i pogadam spokojnie o innych materiałach posprawdzam sobie ceny...
O ja naiwna. Nie ma tak! Pani sobie przyjedzie, pogada z panem XX, on pani powie jakie są ceny. Ale jak to nie może przez telefon? Bo może nie opłaca się mi przyjeżdżać, mam małe dziecko do zabrania. No niestety oferta na całą budowę tylko osobiście, ceny ustali pani pan XX . Cóż dziecko pod pachę i jadę. Byłyśmy w domu niecałe 40 minut, kawki niet. Myślę jakoś przeżyję, pogadam 15-20 minut i po sprawie...
Znowu o ja naiwna!
Najpierw czekałam na pana XX około 40 minut (jeśli nie więcej, Mała zdążyła dotknąć WSZYSTKIEGO w hurtowni), bo miał być w ciągu 20 minut. Potem pan przeleciał obok mnie kilka razy i mimo, że wiedział, że na niego czeka pani z dzieckiem nie przyznał się że jest panem XX. Potem jak w końcu panie z hurtowni powiedziały, gdzie mam iść bo on już jest, to pan miał do mnei pretensje że go nie zaczepiłam, a skąd ja niby miałam wiedzieć że on to pan XX, do takiej hurtowni przychodzi przecież dużo panów i nie mogę każdego zaczepiać: "Przepraszam pan XX? Nie? A to przepraszam." Potem pan odbierając 1000 telefonów podczas rozmowy ze mną, poganiając mnie, że mam szybciej załatwiać z nim sprawę, podał mi ceny na niektóre materiały. Wydaje się że pan XX to jedyny pan w tej hurtowni, który może ustalać jakąś ofertę dla klienta bo jest rozchwytywany i nie ma na nic czasu. Nie ma nawet czasu na rozmowę z tymże klientem. Kazali mi przywieźć projekt budowlany. Po cholerę?, pytam skoro nawet nie chciał zajrzeć, a podobno miał mi przygotować ofertę na cały dom? Podał mi ceny jednostkowe na niektóre materiały. Wykazując przy tym moją niewiedzę na tematy budowlane - cóż nie muszę być chyba budowlańcem, żeby zamawiać materiały na swój dom, to przecież on jest Doradcą Technicznym klienta - to on powinien mi doradzić, po tym jakie dałam mu wytyczne od wykonawcy... - i zasiewając niepokój w mym sercu że być może mój wykonawca mając take wymagania nie zna się na swoim fachu...
Ale może ja mam już za duże wymagania?
No jakoś mimo tego wszystkiego udało się mi uzyskać jakieś tam wyceny, dostałam bardzo ważną karteczkę od pana i ciesząc się jak głupia idę do kasy zamawiać materiały. Coś niecoś udało się mi już w cenach zorientować w innych hurtowniach wcześniej (czekając na pana wykonałam parę telefonów) i ceny od pana są zadowalające (czytaj niższe niż tam gdzie sprawdzałam).
No więc zamawiam w kasie i już pierwszy zonk: "Ale jak to mam od razu zapłacić? Pan XX mówił że mogę przelewem" (miałam dzisiaj sporo nerwów bankomaty nie chciały mi wypłacić tyle kasy ile chciałam a przeciez podwyższyłam limity). Panie na to, że pierwszy raz słyszą ze przelewem - jak przelewem, to materiały wyjdą dopiero po otrzymaniu zapłaty. No żesz, do jasnej ciasnej...! Nic nie rozumiem! No dobra to zapłacę przy odbiorze. I już zamawiam te nieszczęsne bloczki, ale niestety nie będzie ich na dzisiaj (czyli NATYCHMIAST), na jutro po południu. Trudno, mówię. Ale znowu problem - pani ich nie ma w systemie, czyli nie ma ich w magazynie. ???????? No dobra, to w takim razie płacę za papę (tyle mam) i grunt (o okazało się, że to dysperbit) a bloczki pojadą innym transportem. No tak to proszę jeszcze za transport papy. zdziwienie Ale jak to przeciez pan XX mówił, że już mam w cenie materiału? Niemożliwe, taki układ dotyczy tylko bloczków, to papę pani może zabrać do swojego samochodu..." Że co? Jak pani sobie to wyobraża, ja mam samochód osobowy, a nie dostawczy No to pani zadzwoni do fachowca, niech on to odbierze dzwonię, jutro jadąc od siebie zabierze, uff
A teraz najlepsze: a momencie kiedy pani wypisuje mi zlecenie i fakturę na boczki, dzwoni do mnie pan XX, że on mi tych bloczków nie sprzeda, bo ich nie ma i nie ma ich czym do mnie przywieźć. No po prostu ręce mi opadły. Przybiega do mnie i prawie się obrażając chce wmusić we mnie bloczki pióro-wpust. Ale ja mu tłumaczę, że takich mój wykonawca nie chce, on tego nie przyjmuje do wiadomości i zasuwa mi tekst "To kto rządzi na Pani budowie Pani czy wykonawca? Że co to za wykonawca beznadziejny itp". Tym mnie wkurzył, ale nie dałam po sobie poznać, tylko się uśmiechnęłam i powiedziałam, że o materiałach decydują wykonawca, architekt i ja!
Co za gość? Ustalone mam od dawna z wykonawcą, jakie bloczki, że gładkie i jemu nic do tego.
W efekcie czekam na wykonawcę w tym składzie budowlanym denerwując się, że nie zdążę odebrać dzieci. Decyduję się jednak jechać po dzieci bo mam dosyć blisko (dzwonię czy już wrócili z wycieczki, wrócili ok, jadę po nich) - wykonawca mówi, że poczeka na mnie. Mała - święte dziecko - cały czas ze mną, a to w samochodzie, a to biega po składzie gubiąc się mi co chwila między regałami przyprawiając mnie o zawały serca, ale nie marudzi, tylko nie przybiega jak ją wołam.
Jak wróciłam - rozmawiamy z paniami - one nie są w stanie mi W OGÓLE zagwarantować czy w tym tygodniu przywiozą mi te bloczki. To już jednak jest niepoważne.
Decyzja - jedziemy z wykonawcą (ja z trójką dzieci) szukać bloczków, najlepiej jeszcze w dobrej cenie, niech na złość będzie lepsza niż w opisywanym składzie - naiwna.
Skład nr jeden - duuuużo drożej.
Skład nr 2 - ??????? TANIEJ, TANIEJ, BĘDĄ NA JUTRO RANO, MOŻNA SIĘ ROZLICZAĆ PRZELEWAMI - co za szczęście!
Jednak naiwność - czyli nadzieja popłaca.
Po kilku godzinach (około 17.00) wracamy z Niunią do domu - ja z bólem głowy, ona bez obiadu, ale za to zjadła chociaż rogala, a chłopcy rozżaleni, że nie pojechaliśmy na budowę . Już nie miałam serca wieźć tam Małej, i siły, poza tym - JEŚĆ! Całe szczęście miałam jeszcze zupę ulubioną Niuni - zjedliśmy i jakoś dzień minął.
Wykonawcy powiedziałam, że to ostatni raz. I jeszcze mu to powtórzę kilka razy. A miał powiedziane tyle razy MATERIAŁY Z WYPRZEDZENIEM CO NAJMNIEJ 3 DNIOWYM.
Wiem, że to długi wpis - ale mam nadzieję, że to był najgorszy dzień (znowu naiwna?).
Co prawda jutro też zapowiada się ciekawie...
- zawieźć chłopaków na zajęcia (mąż na badaniach w szpitalu, muszę ja)
- pojechać i wypożyczyć agregat (załatwienie prowizorki w powiecie Otwock graniczy z cudem i jest tylko dla BARDZO BOGATYCH inwestorów - tyle uzgodnień, dostalibyśmy zgodę jak już nie potrzebowalibyśmy prądu)
- po drodze zatankować samochód i kanister do agregatu
- zwieźć ww na budowę
- pojechać do starostwa z papierami kolejnymi (uprawomocnienie PnB na wjazd i inne)
- zapłacić za beton
- odwiedzić wreszcie Ciocię w szpitalu
- zrobić aktualne zdjęcia na budowie
- pranie, prasowanie, obiad i takie tam
Czy nie będzie już ani jednego normalnego dnia?
Edytowane przez adk
poprawienie tytułu, bo to denerwujące jak FM zamienia polskie czcionki na pytajniki a potem tego nie naprawia!
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze