Nowe kominy już są...
Zaczęło się od tego ( 13.08 )
i kilku potłuczonych dachówek, które zostały szybko podmienione z przyczyn wiadomych. Pogoda, jak widać, nie zapowiada się na zbyt ciekawą. W sumie, to taka też i była przez dwa dni. Przez te "martwe" dwa dni dom stał bez kominów. Był łysy i brzydki.
Czy ktoś wie, jak wygląda dom bez kominów? Paskudnie... i niepolecam takiego widoku.
Dalej było już tak ( 16.08 )
czyli, we własnym zakresie (miał to zrobić murarz) rozebrane kominy, dziura w dachu i spooora sterta już wywiezionego gruzu. Jednym słowem, pracowity wtorek. Zdjęcia z rozciągniętą folią nie mam - z reztą, rozciągnięta płachta folii na dachu to żadna rewelacja.
Tu już widoczny efekt pracy murarza pierwszego dnia ( 17.08 )
Wydawałoby się, że postawienie komina to prosta sprawa - cegła do cegły, cyk cyk i po kłopocie. Niestety, dłubania jest przy tym, że hej... ale, gość sumienny, dokładny i warty polecenia.
To już efekt końcowy jego pracy drugiego dnia.
bez "widocznego" drugiego komina - nie zdążyłam zrobić fotki.
Teraz tylko składać ręce do Bozi, by nie było gwałtownych burz i wiatrów - przynajmniej do środy, czyli do przyjścia ekipy dekarzy, bo ci z kolei mają obsuwkę. To już mniej przyjemna wiadomość. Ale, to nic - dobrze, że główny dachowy uprzedził mnie o tym... stąd ta plandeka na dachu i mocniejsze jej zabezpieczenie. Nie takie, jak widać na zdjęciu. Hm... podejrzewam, że gdyby wczoraj było takie zabezpieczenie (jak widać na zdjęciu), to... e tam - lepiej nie myśleć, co by było...
Ot, i tak sobie w "ciszy i spokoju" przebiega mój urlopik.
Edytowane przez kardamina
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia