Mały domek w wielkim mieście
13.12.2010
Tak mnie coś wzięło na smęcenie i rozmyślanie nad tematem kompromisów...
Przystępując do przedsięwzięcia p.t. budowa domu kolorowe marzenia inwestorów zderzają się z rzeczywistością, która na ogół jest szara i twarda. Tak było i w moim przypadku...
O ile M nie miał żadnych oczekiwań co do wyglądu domu, o tyle ja miałam w głowie dom moich marzeń: wielki ogród i pośrodku, z dala od sąsiadów, bryła nowoczesnej architektury: płaski dach, wielkie przeszklenia, dużo światła i przestrzeni. Budując w głowie ten dom oczywiście nigdy nie myślałam o tak przyziemnej sprawie jak pieniądze, marzenia przecież nic nie kosztują...
Jednak rzeczywistość jest jaka jest... Na wstępie ustaliliśmy z M wysokość raty kredytu jaką chcemy spłacać. Oboje byliśmy zgodni, że budowa domu nie może pozbawić nas innych radości życia, że chcemy co roku jeździć na wakacje, nie odmawiać sobie drobnych przyjemności i nie liczyć z trwogą czy starczy nam do pierwszego. Dla nas te przyjemności są tak samo ważne jak nasz wspólny dom. I wiadomo kredyt bierze się na dwadzieścia kilka lat, więc odmawiać sobie przez pół życia wszystkiego...
Pierwszym kompromisem była działka, kolejne kompromisy pojawiały się w miarę planowania domu.
Na początku był bunt, że moje marzenie musi zostać mocno okrojone... Cały czas wyskakują jakieś nowe koszty i to pociąga za sobą kolejne cięcia, budżet niestety z gumy nie jest... Na szczęście z czasem racjonalne argumenty zaczęły przebijać się przez moją emocjonalną zawieruchę. Jednak jak pomyślałam, że moja wymarzona działka i dom = kilka godzin dziennie w samochodzie + morderczy kredyt, to jakoś to marzenie mocno zbladło. Doszłam do wniosku, że spędzenie więcej czasu razem, na mniejszej działce i w skromniejszym domu, ale bez martwienia się o pieniądze, jest cenniejsze od wypasionej rezydencji na totalnym wygwizdowie.
Zresztą kto powiedział, że to nasz ostatni dom... Może za jakiś kilka czy kilkanaście lat przeprowadzimy się i będę miała możliwość wybudowania kolejnego domu. Albo może wygram w totolotka i zafunduję sobie dom idealny...
Na razie powzięłam mocne postanowienie: wybuduję najlepszy domek na miarę naszych możliwości.
I to dopiero jest wyzwanie: za mniejsze pieniądze stworzyć coś oryginalnego i jedynego w swoim rodzaju. I skoro nie mogę poszaleć przy bryle domu, to poszaleję we wnętrzach! W końcu na tym się znam, z racji wystudiowanego zawodu, choć obecnie niepraktykowanego...
I choć wiem, że pewnie pojawią się następne kompromisy i z czegoś będę musiała zrezygnować, to jednak już mnie to tak nie wkurza i wiem, że zawsze znajdę dla nas dobre rozwiązanie.
Edytowane przez Da_Lena
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia