DZIENNIK BUDOWY al.g.
...W najbliższej przyszłości nasz bud- majster naprawi te szkody na koszt cieśli...tak przynajmniej zostałam przez nich poinformowana, a jak będzie, to przyszłość pokaże, heh.
Heh, wszystkich poganiam do uzupełniania wpisów, a sama do swojego dziennika jakoś wciąż mam nie po drodze I tak właśnie tworzą się te ogromne "ogony" "tyły"...zaległości, po prostu. No, ale kto mnie zna, ten doskonale wie, że zawsze taka byłam; nie systematyczna właśnie Do tej pory jakoś z tą przywarą sobie w życiu radziłam, więc i teraz nie powinnam w końcu wyjść na tą ( na prawdę upragnioną) tzw prostą Aczkolwiek chronologia wydarzeń z placu budowy z racji zaistniałego "przestoju" na tym moim prawie prywatnym forum, będzie nieźle mi kulała... Oczywiście dołożę wszelkich starań by tych nieścisłości znalazło się tutaj jak najmniej!
A'propos ostatniego wpisu, to nic w tej materii jeszcze nie zostało zrobione Narożniki wciąż wyglądają nieodpowiednio i trochę straszą...
Może jednak wrócę do wydarzeń z pierwszej połowy sierpnia 2011... Na budowę wkroczyli cieśle. Pomijając opisanego wcześniej "niszczyciela" panowie naprawdę wiedzieli co robią. Doradzili mi by zrezygnować z MIECZY heh ...czyli takich skośnych belek wzmacniających te belki konstrukcyjnie niezbędne, czyli te pionowe i poziome, tzw "jętki" i 'krokwie" heh Na niżej umieszczonym obrazku to te własnie przybijane przez widocznego tam pana ( pan lewą ręka podpiera się na mieczu, właśnie)
http://imageshack.us/photo/my-images/834/14remontdachu.jpg/" rel="external nofollow">http://imageshack.us/photo/my-images/834/14remontdachu.jpg/" rel="external nofollow">http://imageshack.us/photo/my-images/834/14remontdachu.jpg/" rel="external nofollow">http://imageshack.us/photo/my-images/834/14remontdachu.jpg/
Uploaded with ImageShack.us
Moim panom cieślom chodziło wyłącznie o "moje dobro"! Skoro tak im zależało, to zadzwoniłam po pana kierownika budowy pytając czy daje na taki szał swoje przyzwolenie? Pan kier-bud następnego ranka przyjechał na budowę i osobiście zbadał sprawę na mscu. Oględziny zakończył stwierdzeniem, że rzeczywiście te pionowe słupy podtrzymujące jętki i krokwie (już się pogubiłam, które są które...), stoją na tyle blisko siebie, że "miecze są zbędne" Tym oto sposobem poratował nieco estetykę wykończenia naszych pomieszczeń na poddaszu, gdyż te MIECZE wystawałyby kawałkami to tu, to tam, a to w scianie równolegle do niej, a to prostopadle, a w jednym przypadku taki miecz "wbijałby" mi się w otwór drzwiowy!!
Zatem miałam się z czego cieszyć... Mury ładnie wyciągnięte, a i podstawy pod dach już prawie gotowe! Przezornie już w czerwcu zamówiliśmy cały materiał potrzebny do pokrycia dachowego w jednej zaprzyjaźnionej firmie Pan Z. wszystko nam DOKŁADNIE policzył wg przedstawionego projektu naszej natalki; ile jakiej dachówki, folii, taśm, rynien oraz okien z całym ustrojstwem jakie jest tam jeszcze potrzebne do płożenia dachówki i okien na dachu. Aby uniknąć nieporozumień i przypadkiem nie czekać w kluczowym momencie na realizację zamówienia od razu zostało ono przez nas ODPOWIEDNIO zaliczkowane. Już w połowie lipca dzwoniłam tam z informacją, że jeszcze tylko tydzień, dwa, i zgłoszę się po zamówiony towar Byłam więc przekonana, że wszystko jest w jak najlepszym porządeczku. Postępy dalszych prac powierzyłam naszemu bud-majstrowi. W końcu jest chyba lepiej od nas zorientowany w kwestiach budowlanych? Miał tam jeszcze sporo do zrobienia; kominy "pociągnąć" do końca w odpowiednim momencie, odpowiednio poszerzyć otwory drzwiowe na dole, powycinać zew. nadproża nad oknami by zrobić msce dla wbudowanych rolet, posprzątać po sobie... Spokojna o losy swojej natalki (zostawiam ją w końcu w fachowych rękach) na początku sierpnia wyjechałam na tydzień z Polski Powrót oznaczał dla mnie mnóóóóóóóóstwo dodatkowej pracy i kłopotów! okazało się bowiem, że nie ma komu skończyć kominów! Nasz bud-majster nie wiedział, że na komin potrzebna jest "czapa" Ja z resztą tez nie wiedziałam... No, i czapy jak się łatwo domyśleć, nie mieliśmy Wobec tego obudowanie kominów płytkami, tak jak początkowo planowaliśmy, stało się niestety niemożliwe Aby "wyjść z kominami" z całej afery trzeba było je obmurować! Oznaczało to znalezienie jakiegoś nowego speca... Nasz budmajster nie chciał się podjąć murowania z cegły klinkierowej chociaż wcześniej omawialiśmy opcje z płytkami i w ogóle polecał się jako fachowiec od "wykończewniówki"...szkoda tych wszystkich słów...ehh. Stanęło na tym, że obmurowali nam kominy pustakami (ytong '11) do wysokości pokrycia dachowego, a powyżej położono cegłę klinkierową ( SILESIA czekoladowy brąz; z boków dziurawka, a na wierzch pełna na kątownikach). Problem polegał na tym, że na dobra sprawę w momencie mojego powrotu na dach mięli wchodzić już umówieni dekarze...a nie mogli ze względu na nie wykończone kominy!! Ponadto trzeba było znaleźć kogoś kto by się podjął kładzenia tej cegły... Jak się okazało, środku sezonu było to niemalże niewykonalne! Wszyscy polecani, odpowiednio przysposobieni do zawodu fachowcy niezwykle zajęci!...i piekielnie drodzy!! A ci dysponujący jeszcze jakimiś możliwymi do przyjęcia terminami, oczywiście najdrożsi! Zawołano od nas po 4,00zł żywej gotówki za położenie 1 (słownie: jednej) cegły!! Byliśmy w sytuacji pasowej i oczywiście musieliśmy się zgodzić...Wstępnie pan policzył wlkść kominów na jakieś 420 cegieł (350 szt dziurawki i 70szt pełnej). Zapobiegliwie zamówiłam całą paletę (420 szt) dziurawki i 100 szt pełnej. [i SAMA TE ALL CEGŁY Z JEDNYM PANEM Z CIĘŻARÓWKI ROZŁADOWYWAŁAM! SPODNIE SOBIE Z RESZTĄ PRZY TYM ZAJĘCIU DZIURAWIĄC] Byłam nawet zadowolona, bo w zaprzyjaźnionym w/w składzie bud dali mi naprawdę dobrą cenę i zapewnienie, że w razie "W" mają jeszcze zapasy tego materiału... Moje zadowolenie skończyło się bodajże 3. lub 4. dnia pracy pana R. (wykończeniowcy), a był to piątek, gdy ok. godz 8.30 rano zadzwonił z wiadomością, że skończył już obmurowanie połowy drugiego komina i zaraz zabraknie mu ok. 370szt. cegieł do dalszej pracy...uhh, zaledwie mnie to lekko tylko zirytowało. Pomyślałam, że może być jakiś mały problem z natychmiastowym transportem i te dwie godz. będzie se pan R. na dachu musiał dłużej posiedzieć... Dzwonię do zaprzyjaźnionego składu z nowym zamówieniem na cegłę i tak, jak przewidywałam, na przywóz materiału miałam trochę ( do 12.00) poczekać. Pan R. stwierdził, że do tej godziny to sobie zajęcie przy naszych kominach znajdzie Ok. 12.30 zaniepokojona brakiem domówionej cegiełki na swojej budowie zadzwoniłam do sklepu tylko po to by usłyszeć bajeczkę o tym, jak to im się samochód gdzieś po drodze na inną budowę "zakopał"; mam się jednak nie martwić bo "za godz, góra dwie cegły będą u mnie!" Więc się nie martwię i dalej robię swoje, bo pan R. i tak stwierdził, że tak długo czekać to mu sie już nie opłaca i wróci jutro raniutko żeby móc do wtorku all skończyć... I tak bezstresowo pożyłam sobie aż do 15.00, gdy pani N. poinformowała mnie przez tel, że (uwaga!) "oh, jej...jakże jej przykro, to takie dziwne! w komputerze cegły są, ale w magazynie nie ma!" Lekko skołowana po tym komunikacie nie bardzo wiedziałam co dalej. Obdzwoniłam i objeździłam pilskie składy w poszukiwaniu interesującej mnie cegły. Na szczęście to nie żaden unikatowy towar i wszędzie była, ale bez możliwości transportu! Okazało się bowiem, że kierowcy od piątku godz. 16.00 do poniedziałkowego poranka mają wolne! No i panu R. cały dzień pracy by "uciekł". Ostatecznie po długich pertraktacjach w mscowej hurtowni mój osobisty mąż się z kolegą poświęcił i mi te cegły na budowę dostarczył Było to cudowne zakończenie okropnego dnia
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia