co by tu napisać???
Właściwie to nie wiem już co pisać.
Pojechałam dzisiaj na budowę, ale nie bardzo wcześnie rano bo padało i wiedziałam, że nikogo nie zastanę. Pojechałam jak już się obrobiłam w domu. Jadąc czułam narastający stres
- będą, to jak się będą zachowywać? Naskoczą na mnie i nie dadzą dojść do słowa? Czy będą udawać, że nic się nie stało?
- nie będzie ich - tylko niech będą!
Zastałam ekipę, ale nie czułam się ani zadowolona ani zawiedziona, tylko na maksa zestresowana - nie wiedziałam jak rozładować zaistniałą sytuację. W końcu odważyłam się pogadać z nimi twarzą w twarz - strata czasu. Majster co minutę zmienia zdanie. Już się niby na coś zgadza, ale za chwilę znowu zaczyna jojczyć, że ja go nie szanuję, że coś tam coś tam. Łącznie z pretensjami, że praca budowlańca to ciężka praca i ja jej nie doceniam. Przecież ja mu zawodu nie wybierałam, a myślę, że zgadzając się na gażę jaką podał doceniam go i to aż za nadto!
Bo na przykład sytuacja: żąda koparki do zasypywania fundamentów i drenażu, bo on nie będzie tego rozwoził taczkami i jak dzisiaj nie przyjedzie to on się do tego już w ogóle nie zabiera! Pomyślałam, stwierdziłam, że rzeczywiście będzie mu ciężko i mimo, że wcześniej nic nie mówił, że koparka musi być zgodziłam się (dla mnie to dodatkowy, nieprzewidziany DUŻY koszt 100zł/h ok 8 godzin pracy). No ale trudno, już odchodzę, a on za mną krzyczy, że on się umawiał ze mną tylko na drenaż czyli samo ułożenie rur, a zasypywanie piachem to moja robota. No żesz kurcze pieczone!!! No to jak zamawiam budowanie domu to on tylko muruje, a ja robię w betoniarce zaprawę? Powiedziałam mu dobra, w takim razie przyjeżdżam zaraz z łopatami i zasypuję. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Ale do zasypywania przeze mnie nie doszło bo przyjechał archi i sąsiad dostarczający piach i musieliśmy pogadać. Dołączył się mój majster i skarży się mojemu sąsiadowi, że przecież zawsze inwestor płaci za koparkę przy zasypywaniu fundamentów. Kolega z ociąganiem potwierdził. Ale ja odbiłam piłeczkę - powiedziałam wprost - "w życiu bym się nie zgodziła by Panu płacić tyle za robociznę przy SSO na ile się umówiliśmy, gdybym wiedziała, że na przykład zrobienie drenażu wg pana to samo połączenie rur i to wszystko. Odjęłabym koszt koparki od umówionej kwoty." Był zdziwiony, że tak otwarcie mu to powiedziałam, ale już mnie wkurzył. Jakbym się z nim umówiła na 40 000 brutto to OK, mogę płacić za każdą dodatkową robotę. Ale płatność dla niego wniesie mnie o zgrozo bliżej 100 000 zł i to już nie jest OK takie zachowanie.
Ciągle trzeba wyszarpywać z niego wykonanie umówionych rzeczy. Na przykład umiejscowienie stalowych belek pod taras. Od miesiąca się o to kłóci z archim. A umowa była, że to zrobi - my mieliśmy załatwić tylko spawacza dobrego do zespawania elementów. Dzisiaj znowu była o tym moja z nimi rozmowa. Ale raz mówi zrobimy, potem nie zrobimy, znowu dobra zrobię, odchodzę 2 kroki jojczy, że nie zrobi i uzgadnianie od nowa. Opadam z sił przy takich ludziach.
Zostałam, żeby posprzątać śmieci. Bo oni nie zniżają się do poziomu wkładania śmieci do worków. Wkładam i wkładam, a że myślałam ciągle o tym co się dzieje na budowie i z czego to może wynikać (bo nie wiem jak ten problem rozwiązać), minę musiałam mieć nietęgą.
Widziałam kątem oka, że obserwują mnie. I w końcu podchodzi do mnie majster i mówi, że skoro się umówił na te "treki stalowe", że je zamontuje, to w takim razie zamontuje i już się o to nie kłóćmy. ?????? Podziękowałam grzecznie za okazaną łaskę. Ale lepiej niech nie wie co o nim wtedy myślałam!
Równie wykańczająca jest świadomość pustki na koncie, a muszę w przyszłym tygodniu załatwiać stal, kolejną dostawę silki i już już szykować kasę na drugi strop - pustaki i belki i beton.
Nie podpisaliśmy dzisiaj umowy kredytowej, bo są ciągle jakieś niejasności - miało coś tam być, a nie ma. A zapewnienia pt. to na pewno będzie tak jak państwo mieli mieć (a umowę podpisujemy tak a tak -co to to nie).
Czyli jest beznadziejnie jak zawsze - nic nowego. Bo u mnie już tak w życiu jest - dobra wiadomość i zaraz za nią jakaś beznadziejna sprawa. Np. Młodszy: mamo zrobiłem zadanie z angielskiego (znienawidzonego), ale nie wziąłem zeszytu do szkoły i mam 1 z angielskiego. Albo znalazłam czas żeby poprasować, ale nie ma prądu! Albo jest prąd, ale żelazko odmawia posłuszeństwa.
Czy Wasze życie też tak wygląda? Bo ja nie pamiętam, żeby moja mama w takiej matni żyła.
Edytowane przez adk
poprawienie tytułu, bo to denerwujące jak FM zamienia polskie czcionki na pytajniki a potem tego nie naprawia!
3 komentarze
Rekomendowane komentarze