W oczekiwaniu na start
Ja, człowiek ambitny a zarazem mocno niecierpliwy, napotkałem na swej drodze... polską rzeczywistość = urzędy.
Pomysł na dom pod koniec 2009r. Start budowy na wiosnę 2010. Co to to nie. Może pod koniec 2010, jak się nic nie obsunie, rzekła polska rzeczywistość. Co się odwlecze... powiedziałby normalny człowiek i zaplanował start na wiosnę 2011, ale przecież nie ja. Znajoma ekipa z rodzinnych stron wstępnie umówiona na czerwiec/lipiec, najwyżej zrobią jeszcze inną robotę przed moją. Trzeba by jeszcze pogadać z innymi czy to "jak od Ciebie to taniej weźmiemy" jest faktycznie taniej. Od telefonu do telefonu i przez kierownika budowy trafiłem na inną ekipę. Koszt podobny (może nawet tańsi), gość wydaje się kumaty, no i trzeba przytrzeć nosa "znajomym". Tym samym pod koniec lutego zaklepałem termin na początek września.
W międzyczasie skołowałem przepusty i wytworzyliśmy z rodziną wjazd.

W poszukiwaniu fachowców od dachu odbyliśmy z żoną kilka rozmów i zaklepaliśmy mistrzów dachowców. Miała być blachodachówka, ale koszt robocizny (65zł/m2 - minimum za dachówkę, 55zł/m2 - minumum za blachodachówkę) starał się coraz mocniej pchać mnie w decyzję o dachówce. Objechałem kilka składów z dachami i porobiłem wyceny materiałów na dach - od razu widać kto robił je rzetelnie (najbardziej profesjonalną wycenę wykonał Neotech z Puław). I oczywiście wszędzie słyszałem, że teraz to jest taniej, a we wrześniu, to na pewno zdrożeje, więc lepiej już teraz to zaklepać. Szkoda było uszczuplać budżet, więc decyzję o zakupie odłożyliśmy na wrzesień i... oczywiście nie zdrożała
Tymczasem tujki rosną:
deski wyrznięte
materiał na ściany czeka
Czekamy i my.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia