Nowy Rok
Nadszedł Nowy Rok, jak dla mnie niespodziewanie szybko .
Od połowy grudnia mam znowu więcej obowiązków związanych z Ciocią, bo opiekunka się nie sprawdziła. Będziemy prawdopodobnie szukać nowej, tamtej podziękowałam. Więc teraz jestem taka zarobiona, że nie mam czasu czekać, aż szanowny komputer się uruchomi i prawie w ogóle z niego nie korzystam. W związku mam odwyk od FM na całego. A że komp wiesza się w dziwnych momentach to stanęło nawet zbieranie informacji do dalszych etapów budowy (oczyszczalnia, dach, okna, itd).
Rodzice byli u mnie na święta, jako że primo Mała zagorączkowała przed świętami i nie wiadomo było jak to się rozwinie, secundo wizja jazdy w korkach mnie przerażała. Nie było zbyt miło, atmosfera była bardzo napięta, ale... Wizytacja moich rodziców na budowie spowodowała u mnie małą depresję. Niby buduję się dla siebie i to czy komuś się będzie podobał czy nie, nie powinno mnie obchodzić. Ale to trochę tak, jak powiedzieć bardzo otyłej nastolatce, która płacze, że nikomu się nie podoba i namiętnie się odchudza "Kochanie nie przejmuj się swoim wyglądem. Ważne, żebyś sama sobie się podobała." Chwilami sami w to nie wierzymy prawda?
Tak więc jak już udało się mi namówić mamę, żeby pojechała obejrzeć budowę, to po 5 minutach żałowałam, że ją namówiłam. Nie usłyszałam żadnego dobrego słowa. Wszystko było złe i źle. Z najciekawszych urywków "Już dalej nie można się było wybudować." Wyjaśnienie: dom będzie ok 15 minut dalej niż obecnie mieszkamy. "Dom wygląda gorzej, niż obora bo w oborze przynajmniej są płytki na ścianach a tutaj goła cegła, a poza tym cegły się tak nie muruje."
Na wiele pytań już nie miałam siły odpowiadać, ani się tłumaczyć. Starałam się po pokazaniu jednego poziomu jak najszybciej stamtąd odjechać. Dzieci chwaliły się który pokój czyj, ale chyba Mama nawet ich nie zauważyła. Było mi przykro bardziej ze względu na dzieciaki, które się cieszyły, że pokażą Babci swój nowy dom. Ze mnie napięcie spłynęło dopiero wieczorem jak przytuliłam się do Męża.
Po tej wizycie zastanawiałam się mocno nad zlikwidowaniem tego dziennika. Trochę się tu za bardzo uzewnętrzniam. Poza tym, poznałam zdanie rodziców na temat pisania o sobie w necie i boję się co się stanie jak ktoś im to dostarczy. Ale że komp się nie chciał włączyć, albo się wieszał, albo wi-fi nie łączyło z netem, to jakoś tak wyszło, że dziennik jeszcze istnieje.
Co do dalszego budowania, muszę nabrać sił psychicznych, a w obecnej sytuacji życiowej zajmie mi to trochę czasu. Jestem przerażona wizją zajmowania się znowu Ciocią 24/5 dni w tygodniu, przerażona tym, że znowu będę uwiązana. Ale płacenie komuś za oglądanie TV na fotelu i nazywanie tego opiekowaniem się kimś nie chce mi się zmieścić w głowie i w portfelu.
Dzisiaj udało się mi ruszyć temat z mężem wspólnych oczekiwań co do wnętrz, oświetlenia, wyposażenia, itp. Zaczęliśmy oczywiście od ogółów, oczywiście dzieci przeszkadzały jak tylko mogły, ale udało się nam przerobić piętro. Chodziło mi o przegadanie: jakie mniej więcej drzwi, jakie wyposażenie łazienki, czy baterie pod- czy na-tynkowe, zlew 2-, 2,5-czy 1,5- komorowy, gdzie zmywarka, w jakim stylu oświetlenie w salonie i jadalni, itp.
Chcę zebrać te informacje po to, żeby szukając czegoś nie tracić czasu na zachwyty i marzenia o czymś czego mój Mąż nie zaakceptuje, lub co się mu na pewno nie spodoba.
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze