Wstęp, czyli jak to wszystko się zaczęło ...
Długo się zastanawiałem czy w ogóle zakładać ten dziennik, no bo sztuka pisania blogów jest mi zupełnie obca, a i zdolnościami pisarskimi też nie mogę się pochwalić. Aż w końcu coś we mnie drgnęło… no i samo popłynęło
Posiadanie własnego domu zawsze było moim marzeniem. Pomijając już sam proces jego budowania wizja braku sąsiada za wszystkimi ścianami, pod podłogą i nad sufitem zawsze była pociągająca. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dobry sąsiad nie jest zły, ale jest on dobry wtedy i tylko wtedy gdy znajduje się w odległości minimum 20 metrów od murów sypialni. Do tego trzeba jeszcze dorzucić możliwość wyjścia na ogród zrobienia grilla, skoszenia trawy, podlania ogródka czy wyhodowania jakiegoś warzywa. Takich przykładów można by mnożyć ale nie chodzi o to czego zdziczałemu mieszczuchowi brakuje gdy już ma dosyć miejskiej dżungli. Cała wizja była w swoich czasach trochę nierealna ponieważ budowanie domu dla rodziny dwuosobowej (żona i ja) nie miało sensu. Jednak jak to często bywa w przypadku młodych małżeństw, rodzina z czasem się rozrasta. Tak było i u nas. W grudniu 2010 roku na świat przyszła nasza córeczka Liliana
Już wcześniej wiedząc o nadciągającym nowym członku rodziny zaczęliśmy planować budowę domu bo mieszkanie w bloku z dzieckiem bez wystarczającej ilości miejsca było nie do przyjęcia. Tak więc rozpoczęło się wybieranie działki. Do dzisiaj nie doliczyłem się ilości kilometrów jakie zjechaliśmy żeby wybrać to jedyne miejsce. Opcja była tylko jedna musi to być część północna lub północno-wschodnia przedmieści Poznania (bo w Poznaniu aktualnie mieszkamy i z tym miastem wiążemy przyszłość), inna nie wchodziła w grę ze względu na długie dojazdy do roboty. Co to za przyjemność mieszkać na cichym i spokojnym osiedlu jeżeli codziennie dojazd do pracy zajmuje dobrą godzinę w jedną stronę. Po długich poszukiwaniach zdecydowaliśmy się na działkę w Kobylnikach. Na początku było trochę konsternacji związanej z budowaniem w pobliżu zachodniej obwodnicy Poznania jednak po dokładnej analizie uznaliśmy, że w naszym przypadku dochodzący hałas nie będzie uciążliwy (300m od drogi plus ekrany akustyczne powinny załatwić sprawę).
Zakup działki sfinalizowaliśmy bodajże 16 grudnia 2010 roku czyli 11 dni po narodzinach Lilki. Od tego czasu jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami gruntów ornych klasy IV o powierzchni 0,1388 ha
Edytowane przez Winiooo
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia