czas ruszyć z miejsca
Jakoś ostatnio nie mam weny na pisanie. Po pierwsze nie mam czasu na siedzenie na FM, po drugie fakt, że mamy czekać na prąd do wakacji tak mnie jakoś wytrącił z rytmu, że zupełnie nie umiałam się odnaleźć. Wszystkie nasze rozmowy z mężem, "to co robimy na budowie?" nie kończyły się ustaleniem konkretów. Zaczynało mnie to już denerwować. Wiadomo, zaczynamy od dachu a potem? I tu już mieliśmy mętlik - okna nie, czekamy na prąd bo trzeba przecież założyć alarm, ktoś jeszcze wybije okno. To jak nie będzie okien, to nie robimy nic w środku no bo jak bez okien, a inwestować w zabezpieczenie otworów okiennych nie chcemy, każdy grosz się liczy. No to co stoimy do wakacji z budową? No nie, coś trzeba zrobić bo nie wyrobimy się z kredytem.
Aaaaaaaaaaaaa Ja już bym nawet zaryzykowała wstawianie okien mimo braku prądu, ale małż nie wyraża zgody - to go nie będę zmuszać. Nie cierpię jak mi ktoś mówi "a nie mówiłem/am?"
Archi chce popychać do przodu budowę, a my jak te niezdecydowane dzieci. Ja trochę ze strachu przed tym etapem budowania (znowu śni mi się budowa) coś niby załatwiam, ale jakoś słabo mi idzie.
Dzisiaj odbyłam pierwsze spotkanie z potencjalnym "dachowcem". Zrobił na mnie dobre wrażenie, ma doświadczenie. Niestety wszystkie wyceny na dach jakie dostałam mnie nie zadowalają. Przekraczają mój początkowy budżet o 100%. Ale chyba pozostaje mi pogodzić się z tym faktem. I wybrać takiego, który zrobi to najlepiej.
Oczywiście co wykonawca to inne pomysły. No naprawdę, czy nie mogliby się umówić: "Chłopaki ustalamy, że najlepszy sposób na zrobienie takiego dachu to zrobić tak i tak..." i wtedy człowiek - znaczy biedny inwestor/ka wie kogo wybrać bo porównuje tylko doświadczenie i kwotę wyceny. A tak? Ten chce szlichtę spadkową, ale kładzie paroizolację, tamten nie potrzebuje szlichty spadkowej, daje styrodur ale kładzie jakąś folię zamiast paroizolacji (to co ze skroplinami?). Jeszcze inny daje styropian, nie potrzebuje szlichty, ale nie wiemy co daje jako pierwszą warstwę na betonie.
Okazało się - powinnam wyjaśnić - nie robimy wcale stropodachu odwróconego. O! Co ciekawe nawet prosząc o wyceny pisałam o stropodachu odwróconym. A jakież było moje zdziwienie, gdy po omawianiu pierwszej wyceny dachu z archim okazało się, że to nie stropodach odwrócony. Całą budowę byłam przekonana, że to będzie najlepsze rozwiązanie. A tu niespodzianka, robimy coś zupełnie innego. Rozwiązanie, którego w ogóle nie znam (nazwy, nie wiedziałam w gazetach?? przeoczyłam) ale znane jest ono wykonawcom. Choć ja się troszku obawiam, bo to nie będzie dach wentylowany.
Ma być tak od dołu:
- paroizolacja
- styropian twardy/storodur
- 2 warstwy papy
- folia kubełkowa
- geowłóknina
- żwirek/substrat z rozchodnikami.
Coraz bardziej skłaniamy się do żwirku, bo ??? nie wiem dlaczego.
Właśnie dostałam ochrzan od Męża, że zamiast wpisać do końca faktury z budowy (wykonanie budżetu) zastanawiam się nad tym czego nie wiem . On twierdzi, że nie ma co tracić czasu na takie rzeczy, niech się wypowiedzą fachowcy. A ja mi tłumaczę, że fachowcy to powiedzą wszystko tak, żeby inwestor był zadowolony, a niekoniecznie osiągnął to co miał zamierzone (np dobre ocieplenie dachu).
Kolejna właśnie rzecz - to wykonanie budżetu - chcę wiedzieć ile DOKŁADNIE wydaliśmy pieniędzy. Bo mniej więcej to ja wiem, ale się nie przyznam bo to strasznie dużo. A boję się, że okaże się po wpisaniu wszystkich faktur, że wydaliśmy więcej. I odwlekam ten moment najdłużej jak się da.
Jutro spotkanie w sprawie wnętrz. Jestem bardzo nieprzekonana do kwoty jaką mamy za to zapłacić. Boże może jednak dam radę? Co prawda już się zdecydowaliśmy, ale tyyyle kasy????
Mam pytanie do tych co się zdecydowali na architekta wnętrz - czy on pomagał Wam w wyborze materiałów? Odwalał całą tą robotę z jeżdżeniem i szukaniem tej jedynej płytki podobnej to tego co uzyskaliśmy na wizualizacji? Czy szukał umywalek, sedesów, pryszniców? Czy potem pilnował wykonawców?
Dzisiaj spotkanie na budowie z chwilki przerodziło się w 3,5 godziny dyskutowania z architektem o różnych rozwiązaniach jakie można zastosować, o tym co powinnam załatwiać i w jakiej kolejności powinny następować prace. Było cudnie oprócz wiatru, który zburzył moją w pocie wypracowaną fryzurę .
W ramach przygotowania do uczucia braku prądu nie było go dzisiaj u nas na wsi cały dzień i musiałam tą fryzurę jechać robić aż do Warszawy . A na serio to sprzedałam córeczkę babci. Obie panie wydawały się być zadowolone .
Złożyłam papiery Małej do przedszkola. Ze zdziwieniem dowiedziałam się że przedszkole dla 5-latków jest obowiązkowe????? Miałam wątpliwości czy składać czy nie bo i kardiolog i pulmonolog wypowiadają się, żeby jej może jeszcze darować przedszkole. Ale ona jest już tak stęskniona kontaktu z rówieśnikami, że postanowiłam spróbować, najwyżej ją wypiszemy. A skoro ma obowiązek to zobaczymy - najwyżej lekarz napisze zaświadczenie. Rozwiałam przy okazji różne swoje wątpliwości związane z opłatami - bo z wielu stron miałam dziwne i niepokojące wiadomości o płaceniu za przedszkole, nawet jeśli dziecko jest chore/wcześniej odbierane/itp. oraz o nauce w przedszkolu. Akurat w pięciolatkach jeśli dziecko chce to może się "uczyć". A moja Mała na pewno na początku będzie chciała, bo teraz jak tylko chłopaki wracają ze szkoły to męczy ich o zabawę w szkołę i chce żeby ją uczyli.... matematyki . Pewnie inne dzieci tez są takie sprytne, ale Mała mnie zachwyciła jak zadałam jej "trudną" zagadkę pt ile jest 3 razy 2 i wytłumaczyłam, że to trzy dwójki a Ona mi odpaliła, że to seść. Poradziła sobie tez z 3x3. Niestety ze mną nie chce robić zadań, woli z chłopakami czuję się odrzucona .
Pora iść spać... może jutro (o to już mamy jutro, jak szybko ) uda mi się napisać o tym, że w niedzielę byliśmy na działeczce i na budowę ze znajomymi. Dom się podobał mimo naszych odważnych pomysłów wnętrzarskich i nietypowości projektu. Działka zachwyciła jeszcze bardziej. Poszliśmy nad Świder, w drodze powrotnej przy przechodzeniu przez naszą rzeczkę mieliśmy przygodę pt. Pani Ala się przewróciła niosąc ciężkie dziecię przez mokradła i dziecię pomoczyło jedyne buty do szkoły i jedyna kurtkę do szkoły . Ale potem w domu dzieciaki już świetnie się bawiły, a zamoczone dziecię przestało mi wypominać kąpiel wśród żab, których się bardzo brzydzi (to tak na marginesie).
Kocham naszą działeczkę!
2 komentarze
Rekomendowane komentarze