dziennik budowy żuczka
I tym sposobem zaczęliśmy szukać działki W sumie znaleźliśmy ją dość szybko, może dlatego, że od początku wiedzieliśmy czego chcemy i nie mieliśmy dużych wymagań. Nie marzyliśmy o działce 1500-2000 m2 w otoczeniu lasu, choć tereny na północ od Kostrzyna - naszego rodzinnego miasta - są naprawdę prześliczne. Życie jest jednak tak urządzone, że wszystko zależy od wyborów. My wybraliśmy wygodę i rozsądek. Postanowiliśmy zostać w Kostrzynie, między ludźmi, którzy są nam bliscy, gdzie szkoły na miejscu i Ośrodek Zdrowia. Dla nas, ludzi planujących dopiero założenie rodziny, było to bardzo ważne. Poza tym szukaliśmy działki raczej średniej - maksymalnie do 1000 m2, ale większej od tych, na których się wychowaliśmy - 400-500 m2.
Przy takich kryteriach wybór został okrojony do minimum. W naszym mieście są dwa nowopowstające osiedla: osiedle grunwaldzkie - na południu miasta, i osiedle strumieńskie - na wschodzie.
Pierwsze jest położone za przejazdem kolejowym, na uboczu miasta, spokojne. Ale chcąc dotrzeć do "centrum" naszego miasteczka albo się z niego wydostać, trzeba pokonać ten upierdliwy przejazd. A jest to połączenie Berlin-Poznań-Warszawa i jak się ugrzęźnie przed tym przejazdem to jasnej cholery można dostać, zwłaszcza jak się człowiek spieszy. Z drugiej strony jednak, dzięki tej "przeszkodzie" na głównej ulicy prowadzącej do osiedla ruch panuje niewielki. To cena za spokój.
Osiedle strumieńskie - ma zdecydowanie lepszy wyjazd z miasta i chwilowo podobało nam się bardziej, ale położone jest w klinie między torami kolejowymi a krajową dwójką. I niestety hałas samochodów z A2 nieprzerwanie tu słychać.
Bądź co bądź, początkowo byliśmy za osiedlem strumieńskim. Pojechaliśmy, obejrzeliśmy działeczki, wybraliśmy już jedną (bliżej torów niż drogi - to chyba lepsze zło), zadowoleni idziemy spisać umowę i wpłacić zaliczkę, gdy mój Pablo nagle palnął żartem: "Ha ha! A Cyganów tu żadnych nie ma?" "A! Panie! Pewnie, że są! Tu stoi ich chata, tam się budują, i tam, i jeszcze tam się będą budować..." z święcie poważną miną zaczął wymieniać gospodarz, pokazując palcem. Spojrzeliśmy na siebie mniej więcej tak i jednogłośnie odparliśmy: "To my dziękujemy, rezygnujemy". Pana P. kompletnie zatkało. Za nic nie mógł zrozumieć dlaczego nie chcemy mieszkać obok Romów, "przecież to tacy fajni ludzie". Zastanawiacie się dlaczego? Już wyjaśniam: mieszkamy obok nich obecnie i wierzcie - naprawdę doskonale wiemy co to znaczy mieć takich "fajnych" sąsiadów.
I w ten oto sposób osiedle strumieńskie zostało przekreślone raz na zawsze, a wybór ograniczył się do osiedla grunwaldzkiego. Teraz bardzo się cieszę, że właśnie tu kupiliśmy działkę, bo ta cisza, która tu panuje, a którą od czasu do czasu przerwie szum przejeżdżającego w oddali pociągu, to balsam na nasze uszy. Wierzcie, wiem co mówię - teraz mieszkamy w pobliżu A2
Więc o osiedlu strumieńskim bardzo szybko i bez żalu zapomnieliśmy. Pojawił się jednak inny problem. Okazało się bowiem, że kupić działkę na osiedlu grunwaldzkim wcale nie jest tak łatwo. Najpierw dowiedzieliśmy się, że wszystkie działki należące do miasta zostały już sprzedane. Zaczęliśmy więc jeździć do kolejnych właścicieli i ciągle okazywało się, że wolnych działek już nie ma. Inny gospodarz też odprawił nas z kwitkiem - co prawda działki wolne ma, ale teraz nie sprzedaje, bo jak wejdziemy do "EWuGje" to on je sprzeda za pięć razy tyle!
I tak podążaliśmy coraz dalej na południe, aż dotarliśmy na sam koniec osiedla. Okazało się, że tutaj działki należą do pewnego pana Roberta, jak się później przekonaliśmy, znajomego Pawła. Dotarliśmy do niego padnięci ze zmęczenia: błagam, tylko nie mów, że nie masz żadnej działki na sprzedaż... Jak nie ty, to ja już nie wiem kto... - wysapał Paweł. I wtedy stał się cud: "Ba! Pewno, że mom, nawet pińć!" brzmiała odpowiedź. Uffffff..........
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia