dziennik budowy żuczka
Kolejną rzeczą, jaką postanowiliśmy zrobić na działce, było zdjęcie humusu i wykopanie studni. Co prawda do rozpoczęcia budowy było jeszcze sporo czasu, to jednak chcieliśmy już prędzej mieć wszystko przygotowane.
W pewną majową sobotę rano pojechaliśmy na działkę stoczyć pierwszą poważną batalię budowlaną A zaczęła się ona od... wojny z meszkami - chmarą małych upierdliwych owadów podążających za człowiekiem niczym chmura gradowa. Gdzie my, tam i one. A kąsających jak jasna cholera! Skąd to to się wzięło?! Z tego wszystkiego zaplątał nam się sznurek, którym chcieliśmy wyznaczyć granice naszej działki, a później zgubiliśmy w chaszczach młotek. Fajny początek, co? Ale daliśmy radę. Co tam jakieś meszki będą zadzierać z żuczkami!
Po chwili dowiadujemy się, że właściciel kopary wysłał do nas pracownika i lada moment tu będzie. Rzeczywiście, widzimy w oddali koparkę. Jedzie jedzie... przejechała. I znowu: jedzie jedzie... przejechała. Rany, facet zabłądził! Więc Paweł hop czym prędzej w samochód i w pogoń za nim. Dorwał go w końcu gdzieś... kilometr od osiedla. Bo dopiero wtedy pan Koparkowy zauważył, że ktoś zajeżdża mu drogę, wymachuje i próbuje go zatrzymać Mam nadzieję, że nie wyglądało to jak rodem z jakiegoś kryminału...?
Ale w końcu prace ruszyły, a my z wielką ulgą odjechaliśmy do domu. Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby prace zostały zakończone w jeden dzień. Koparka okazała się za wątła, aby poradzić sobie z glebą i poległa po czterech godzinach.
W każdym razie po południu umówiliśmy się na działce z właścicielem kopary, aby uzgodnić co dalej. Kiedy przyjechaliśmy, facet już na nas czekał. Do tej pory rozmawialiśmy z nim tylko przez telefon, więc nie wiedzieliśmy jak wygląda. Podjeżdżamy, kurcze my go skądś znamy? Myślimy, myślimy... To chyba niemożliwe! A jednak! Właścicielem kopary okazał się facet, który... śpiewał nam w kościele na ślubie! Ale czad! Śmiać nam się chciało jak nie wiem! Skąd on się tutaj do cholery wziął?! Nazwisko wydawało nam się jakieś takie znajome, gdy rozmawialiśmy przez telefon, ale nie zajarzyliśmy prędzej, że to może być on Okazało się, że facet ma firmę transportową, a śpiewa, bo... lubi. I umie, a jakże! Super co? Mieliśmy muzykalnego koparkowego!
Kiedy ochłonęliśmy z wrażenia, uzgodniliśmy, że w poniedziałek przyjedzie większa koparka. I przyjechała. I na szczęście ta sobie poradziła. A ja odetchnęłam z ulgą. Bo patrząc na zmagania poprzedniej miałam raczej mieszane uczucia A japę mamy taką rozległą jakbyśmy co najmniej jakąś hacjendę stawiali! A to tylko pod nasz mały skromny domek No ale tak to jest jak się zatrudni entuzjastę. Zrobił nam zapas. Nie wiedział tylko biedak, że my już też zrobiliśmy sobie spory zapas I oto rezultat:
http://foto.onet.pl/upload/41/34/_616233_n.jpg
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia