AKCJA „G jak GRUZ”
Zaplanowana na sobotę akcja „gruz” rozpoczęła się z jednodniowym wyprzedzeniem (ha! nasza budowa zamiast opóźnień ma przyspieszenie – niespotykane zjawisko ). Okazało się, że znajomy znajomego znajomego ma pilny wyjazd i najpóźniej w sobotę po południu auto musi być wolne...oczywiście wszystkiego dowiedzieliśmy się w piątek ok. godz. 15 – ja byłam pracy, Małż od godziny bohatersko walczył z bujną roślinnością na naszej posiadłości ziemskiej (tzn. ja się dowiedziałam, bo Małż z przyczyn oczywistych telefonu nie odbierał). Znajomy znajomego, który był kontaktem do znajomego znajomego znajomego, obwieścił, że upragniony przez nas środek transportu stanie u teścia na włościach ok. 18 i wtedy też byłoby wskazane, żebyśmy byli w gotowości ładowniczej (ładowanie przedmiotowego gruzu z racji ostrożności przed uszkodzeniem środka transportu zezwolone było wyłącznie poprzez metodą ręczną). Z prędkością godną maratończyka pobiegłam do domu, zapakowałam dziecica z osprzętem, jednocześnie modląc się w duchu, by Małż jak najszybciej się pojawił (w końcu jak ktoś robi ‘przysługę’ to się nie wybrzydza, że nie teraz, nie tutaj, nie ten kolor auta, nie mam co na siebie włożyć...). W wyniku napotkanych po drodze okoliczności (moje auto, które postanowiło się zepsuć 10km za Krakowem i wymagało powrotu i wymiany na auto Małża) do teścia dotarliśmy po 21 i naszym oczom ukazało się auto załadowane kamykami w znacznej części – w rodzinie siła, a siła w postaci mojego teścia, brata mojego teścia, kolegi i znajomego okazała się całkiem wystarczająca do załadunku:DBladym sobotnim świtem ekipa piątkowych ładowaczy plus teść Małża oraz oczywiście Małż, wyposażeni w suchy prowiant (mój wkład w akcję ‘gruz’ ) i rękawice robocze, pojechali na działkę utwardzać naszą drogę wewnętrzną. Na miejscu konieczne okazało się ściągnięcie koparki - tu ukłony w stronę naszego W. (czytaj Wykonawcy), który jest bardzo pomocnym (jak dotąd) człowiekiem i bez problemu dostarczył koparkę wyposażoną w kierowcę, a nawet osobiście pojawił się zobaczyć jak się tworzy nasza droga wewnętrzna.
Ekipa zwarta i gotowa ustala plan działania:
[ATTACH=CONFIG]121271[/ATTACH]
Się zaczyna:
[ATTACH=CONFIG]121272[/ATTACH]
Pierwszy kamień:
[ATTACH=CONFIG]121273[/ATTACH]
Kamień drugi:
[ATTACH=CONFIG]121274[/ATTACH]
Kilka godzin, wysiłek chłopaków, wylany pot, na łapkach odciski od łopaty iiiiiiii mamy podjazd!!!
[ATTACH=CONFIG]121275[/ATTACH]
Oczywiście nie obyło się bez zgrzytu w postaci ceny, którą to znajomy znajomego znajomego z niewiadomych przyczyn podniósł o 200zł - niby niewiele, ale całe przedsięwzięcie zrobiło się mało opłacalne i jedynie częściowe uporządkowanie działki teścia stało się dla nas wytłumaczeniem dlaczego podjęliśmy się akcji ‘gruz’...
Wielkie, wielkie dzięki chłopaki! Widać u nas z rodziną to nie tylko słit focie można robić
p.s. wyjaśnienie: budowa ta jest wyczekana, wytęskniona, wymarzona, wyśniona i z tej też przyczyny każda łyżka ziemi, która zmienia położenie na działce cieszy nas jak młodego psa pchły – stąd ilość zdjęć i opisów (które Małż skrytykował jako zbyt obszerne, więc postaram się ograniczać…) obserwatorów preferujących szybsze zwroty akcji zapraszam do odwiedzenia pierzchamotek za tydzień – dwa
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia