Początki przygody z prądem.
Jak już kiedyś wspominałam latem 2009 roku doprowadzili nam prąd tzn. do skrzynki stojącej na naszej działce kilka metrów od linii planowanego ogrodzenia:o, nie w linii ogrodzenia jak to zwykle bywa. Ta bezsensowna anomalia wiąże się z tym, że w planie zagospodarowania około 10 metrów naszej działki jest przeznaczone na poszerzenie lokalnej drogi, a więc dla zakładu energetycznego linia ogrodzenia jest na tych 10 metrach. Nie ważne było dla ZEWT to, że na spotkaniu w gminie zrzekliśmy się (wszyscy posiadacze działek) na rzecz drogi 5-6 metrów (okazało się, że tyle właśnie potrzeba i zawiera się w określeniu "około 10 m") i tam właśnie powstaje nasze ogrodzenie. Pisałam w tej sprawie pismo do zakładu energetycznego, żeby przesunęli nam skrzynkę w linię ogrodzenia ale 10 metrów, to 10 metrów, napisano nam,że skrzynka jest umieszczona zgodnie z planem. No i mamy teraz skrzynkę tak śmiesznie usytuowaną, podobno bezpieczniej, a i prad odczytuje się teraz samemu i podaje telefonicznie, więc w czym problem? Dobrze, że jest ten prąd trochę wcześniej, bo miał byc dopiero w listopadzie. Cała przygoda z prądem właśnie się dla nas zaczynała, domek od skrzynki jakies 45 m, potem 5 m w bok, czyli jakies 50 metrów łopatologii na przyszłe soboty dla nas:). Minikoparka nie wchodziła w grę, bo "tunel" na kable miał być blisko ogrodzenia i jeszcze po drodze góry ziemi z wykopów. Wzięliśmy się za tą ciężką i żmudną (ale fajną, bo coś się działo) robotę sami. Na początku tej przygody czekało nas odkopanie w mokrej glinie rury do wyprowadzenia kabli spod fundamentów. Uwierzcie mi, nie było łatwo.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze