Wykonawca
Nic tak człowieka w życiu nie cieszy jak:
Po pierwsze: wiadomość od lekarza diagnosty, że wszystko z Twoim zdrowiem w porządku,
Po drugie: nieszczęście innych,
Po trzecie: dobra cena za wykonanie twojej budowy.
Zatrzymajmy się na chwilę przy pozycji numer 3.
Długo trwa proces wyłaniania wykonawcy domu. Jest kilka elementów na które należy zwrócić uwagę. Z mojego punktu widzenia niezbędne jest zabezpieczenie logistyczne. Chciałem aby wykonawca zagwarantował pomieszczenie socjalne dla pracowników, wygódkę, niezbędne narzędzia i materiały potrzebne do budowy oraz agregat prądotwórczy. Kolejnym elementem jest bez wątpienia cena. Pierwotnie, aby zlustrować rynek, przesłałem ogłoszenia o budowie domu do kilku portali zajmujących się tą problematyką. Jakież było moje zdumienie gdy się dowiedziałem, że robocizna stanu surowego otwartego domu o wielkości ok. 150 m2 może wynieść 20tyś. zł ale może też wynieść 160tyś. zł.
Mówią mądrzy, że warto słuchać. Szczególnie dobrych doradców. Aczkolwiek w jednej z wersji "dobrymi radami piekło wybrukowali"... Swego czasu kolega z pracy mimochodem rzucił w moją stronę nazwiskiem. Człowiek ów cieszy się wg. kolegi nieposzlakowaną opinią znakomitego wykonawcy. Nie omieszkałem sprawdzić również i tą kandydaturę. Dotarłem do osób którym budował. Spotkałem się z nim w jego domu, który sam budował. Bez problemu oprowadził mnie o nim i bez wahania opisał co by zmienił na dzień dzisiejszy. Spotkałem się również na jednej z inwestycji, którą właśnie buduje - wybranej przez niego.
Podczas moich podróży po okolicy odwiedziłem również budowę, którą Pan Wybrany Wykonawca promuje swoim nazwiskiem. Podpytałem okoliczną gawiedź czy murarze nie pijaszczy jak mawiał Włodzimierz Ilijcz, czy znają wykonawcę oraz inwestora. Rozmówcy wyraźnie "pościli farbę". Podkreślali, że szef (znaczy pewnie Mój Pan D.) trzyma wszystkich krótko i wygląda jak Bob Budowniczy ale bez żółtego kasku na głowie. Poszlaki wskazywały, że to mowa o moim wykonawcy. Aby w pełni potwierdzić słuszność mojej decyzji zabrałem ze sobą na teren jednej z inwestycji wykonywanych przez Pana D. kierownika budowy, wcześniej w tym dzienniku wspominanego. Rozglądał się, czaił, podchodził budowlańców niczym myśliwy zwierzynę. Z oczu tryskała mu ciekawość a jednocześnie na jego licu można było wyczytać niczym na przekroju drzewa lata spędzone na wszelkiej maści budowach.
W krótkich żołnierskich słowach podsumował swoje śledztwo: "Nada się".
Edytowane przez bluenet
1 komentarz
Rekomendowane komentarze