Dziennik Anpiego
17 lipca 2005
Zaplanowałem sobie, że przyjadę na budowę ok. 8-ej, żeby być przed moją "ekipą", składającą się z murarza i miejscowego pomocnika. Ponieważ murarz mieszka kilkadziesiąt kilometrów od mojej budowy i dojeżdża po weekendzie, myślałem że zdążę przed nim. Okazało się jednak, że muszę jeszcze kupić parę drobiazgów (plastyfikator, pędzel do dysperbitu i nóż do cięcia folii) i przybyłem na budowę o godzinę później. Patrzę, a panowie już się ostro uwijają - zdejmują szalunki. Cement już przyjechał, musiałem go tylko przenieść do szopy na wypadek deszczu.
Myślałem, że się uda już dziś zacząć murowanie, ale chyba jednak się nie uda. Nie przypuszczałem, że ze zdejmowaniem szalunków jest tyle roboty. Co prawda, jak wyjeżdżałem z budowy ok. 11.30, połowa była już zdjęta, jednak trzeba jeszcze uprzątnąć deski... i najgorsze - wybrać ziemię z wnętrza wykopu, żeby móc pomierzyć przekątne. Dla zainteresowanych - na zdjęciu widać "wyspy" z piasku i ziemi, okazuje się, że trzeba je chociaż częściowo zlikwidować. Niestety nie da się tam wjechać koparką - więc pozostaje ręczne szuflowanie.
Sam pomachałem łopatą z godzinkę, ale usunąłem tylko połowę jednej z mniejszych "wyspepek" i dorobiłem się wielkiego bąbla na ręce, który na dodatek pękł
Tak więc - "mury zaczną się piąć do góry" najprawdopodobniej jutro, a szkoda.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia