Krótka historia pewnej miłości – znaczy się pewnego domu, naszego domu!
Własny dom – to dla mnie, dziewczyny mieszkającej od zawsze w mieszkaniu, w bloku, to raczej wyłącznie marzenie. Dla mojego męża, wychowanego w domu na wsi, to coś zupełnie naturalnego. Temat budowy własnego domu kiełkował w naszej świadomości od bardzo dawna. Można powiedzieć, że wszelkie nasze wybory i decyzje, były powodowane głównie przez pryzmat własnego domu.
Działkę otrzymaliśmy od rodziców męża. Zaraz po naszym ślubie (we wrześniu 2010), Teść zlecił podział jego ziemi. Oczywiście żeby nie było za pięknie, nie obyło się bez komplikacji, chociaż nie wiem czy to odpowiednie słowo. Sprawa była prosta, chodziło o podział ziemi na 2 części. Gorzej z podejściem geodety do zleconej pracy. Nie wdając się w szczegóły, po bezskutecznym „użeraniu się” z geodetą pomogła interwencja Teścia u Burmistrza miasta, po której geodeta łaskawie wywiązał się z powierzonego mu zadania i po „zaledwie” kilkunastu miesiącach ziemia została podzielona. I tym samym, chyba w kwietniu 2012 r. zostaliśmy posiadaczami własnego kawałka ziemi.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia