Mieszkamy od 15 grudnia !
Dzisiaj, po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej przeprowadzką, brakiem neta oraz świętami, muszę zrobić taki przerywnik w pamiętniku i oznajmić, że mieszkamy już prawie cztery tygodnie, tj. od 15 grudnia 2012 roku !!! Mamy już za sobą obydwa święta w nowym domku i z perspektywy tych prawie czterech miesięcy mogę już coś powiedzieć na temat tego, jak się mieszka. Po pierwsze wprowadziliśmy się nie mając wszystkich mebli (do tej pory nie mamy), wiele drobnych prac nie było skończone ale tak nam zależało, żeby wprowadzić się na Boże Narodzenie, więc ustaliłam nieprzekraczalny termin na 15 grudnia i jakoś się udało. Bez pewnych rzeczy w domu człowiek może się obejść ale np. brak lustra (jakiegokolwiek) może być nieco uciążliwy, gdy świąteczny makijaż (świąteczny w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdyż na co dzień się nie maluję) robiłam patrząc w srebrny przycisk od geberita:D. Po jakimś czasie doczekaliśmy się jednego lustra w głównej łazience na górze. Poza tym dość uciążliwe i chaotyczne było na początku szukanie różnych rzeczy, włącznie z ubraniami we wszelkiego rodzaju pudłach i torbach. Ta nasza przeprowadzka była taka trochę na siłę ale ileż można się wykańczać, zawsze by było jakieś ale, coś do zrobienia, a tak mamy już to z głowy i bardzo dobrze:) Pierwszej nocy poszliśmy spać, zarówno my, jak i dzieci, bardzo późno i prawie wcale nie spałam (dzieci spały jak susły, a bardzo się o to martwiłam, 2,5 latek po raz pierwszy sam w swoim pokoiku, zniósł to bardzo dobrze). Drugiej było trochę lepiej ale przez około 2 tyg. było mi tak jakoś dziwnie.Bardzo chciałam tego domu i już nie mogłam się doczekać przeprowadzki ale potem przez pewien czas wracałam myślami do naszego mieszkania, w którym zamieszkaliśmy zaraz poślubie i spędziliśmy w nim 15 lat, tam przyszły na świat nasze dzieci. W nowym domu było fajnie, cisza, spokój, dookoła piękne zimowe krajobrazy ale przez pierwsze dni i noce każdy odgłos nas niepokoił, w nocy schodziliśmy na dół, żeby sprawdzić, czy nikt się po domu nie kręci, takie wymuszone przez naszą wyobraźnię zachowania. Teraz to już po całym dniu padam jak suseł i nic mnie nie obchodzi, wiem, że dom jest pełen najróżniejszych odgłosów. Przez pierwsze tygodnie uczyliśmy się mieszkania w domu jednorodzinnym (jejku, jak to fajnie brzmi, spełniło się jedno zmoich wielkich, zdawałoby się nieosiągalnych marzeń), uczyliśmy się np. pieca i podłogówki, jak to poustawiać, żeby było dobrze (co do tej ostatniej, to trochę zmieniłam zdanie w porównaniu do tego sprzed kilku postów, niestety na gorsze ale o tym może kiedyś). Kilka razy zdarzyło się, że budził nas czujnik czadu, co było spowodowane wieloma czynnikami np. pozostawionym w wiadrze popiołem lub zmianą baterii albo nie tak działającym piecem, raz mąż o 3 rano musiał "rozbierać" coś w piecu i jeszcze raz montować do 5 rano:eek:. Takie różne niespodzianki przez pierwszy miesiąc zdarzały się w domku. Teraz już mieszka się super i kiedy jeździmy jeszcze do bloku po jakieś rzeczy, które zostały, to wiem, że już nie chciałabym tam wrócić. Domek jednorodzinny to jest to ! i mimo pewnych trudności i dodatkowych obowiązków bardzo się cieszę, że w nim udało nam się zamieszkać po 4 latach i 3 miesiącach od rozpoczęcia budowy. Wybaczcie mi taki długi wpis ale takiego ważnego epizodu w życiu nie potrafiłam streścić w kilku zdaniach:). Wkrótce może uda mi się coś napisać w stylu "czego nie zrobiłabym w domu po raz drugi", niemniej jednak mój dziennik wraca do dawnej formy pamiętnika z odniesieniem wstecz do ubiegłych lat, a zatem następny post będzie już kontynuacją poprzednich na temat wykończeniówki.
4 komentarze
Rekomendowane komentarze