Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    45
  • komentarzy
    56
  • odsłon
    147

Koncepcja #2


dr_au

861 wyświetleń

 

Wpis z 20-03-2012 18:11

 

 

Jak to więc było z koncepcją nr 2? Na pewno była lepsza od nr 1. Co wytrwalsi czytelnicy pamiętają może pomysł parterowego domu w kształcie litery C, z patio pośrodku. Miał być on usytuowany na działce mniej więcej tak:

 

 

http://farm8.staticflickr.com/7036/6854346678_90055c54c8.jpg" rel="external nofollow">http://farm8.staticflickr.com/7036/6854346678_90055c54c8.jpg

 

 

Tym razem pozostawiłem architektowi możliwie dużą swobodę twórczą licząc na kreatywne rozwiązania i określając tylko z grubsza program funkcjonalny. Dlaczego tym razem się nie udało? Powodów było kilka.

 

 

Przede wszystkim pomysł na dom był może i dobry, ale nie na tę działkę. Już po otrzymaniu pierwszej koncepcji zaczęliśmy się dopytywać, czy dom parterowy, zwłaszcza tak rozległy, zmieści się na działce. Dostaliśmy odpowiedź, że oczywiście tak. No i faktycznie zmieścił się. Sęk w tym, że na styk i wypełniając niemałą działkę niemal w całości. Sytuując dom 6 m od granicy zachodniej, od północy zostawało 4,5 m, od południa też 4,5 m, a od wschodu szalone 12,5 m. Do tego nie bardzo było gdzie zrobić dodatkowe miejsca do parkowania, a dodam, że uliczka przy domu jest na tyle wąska, że parkowanie gości na ulicy nie wchodzi w rachubę. Również w tym wypadku orientacja wobec stron świata była taka, że raczej na światło słoneczne w pokojach nie było specjalnie co liczyć. Znów dom, który się sam zacienia.

 

 

Drugim problemem była wysokość. Architekt zaprojektował dom wyjątkowo rozległy. Więc – skoro na działce był spadek, to albo sytuowałem dom poniżej poziomu ulicy obniżając jeszcze dodatkowo w kilku miejscach, poziom działki, albo robiłem bardzo wysokie ściany fundamentowe i podnosiłem całość. Przy bardzo niskim w założeniu domu parterowym pierwsze mi się nie uśmiechało, drugie powodowało straszne koszty.

 

 

Kolejną sprawą były media. Trzeba je oczywiście byłoby przełożyć i kosztami przekładni zaczynałem się już wówczas interesować. Molestowanie architekta co do kosztów niewiele dało i koniec końców o tym, ile to może kosztować dowiedziałem się sporo później.

 

 

To były jednak problemy poboczne. Kwestie usytuowania domu wyszły mi n. dopiero po dłuższym czasie, kiedy miałem czas pojechać na działkę i spróbować sobie wyobrazić co będzie w każdym przypadku za oknem. Współpraca tak czy owak zaczynała się coraz gorzej układać, a ton maili (hmmm… również moich) robił się mało sympatyczny.

 

 

Czarę goryczy przelały problemy z bryłą. Mam wrażenie, że po wymęczeniu układu funkcjonalnemu nikt już nie miał serca zaprojektować tego domu od zewnątrz. Efektem były tak „genialne” rozwiązania jak umieszczenie wejścia w dosyć szerokiej i głębokiej na prawie 2 wnęce (właściwie w tunelu) o wysokości… 2,1 m. Poza zaprojektowaniem wejścia do domu w „tunelu”, pomieszczenia w skrzydłach domu zostały zaprojektowane na wysokość 2,5 m, podczas gdy z założenia miało to być 2,9 m, rysunki 3d ze sketchupa nie zgadzały się z rzutami, tuszując pewne braki symetrii, itp. itd. Mówiąc krótko – zaczęło się od paru sensownych pomysłów. Jednak od pewnego momentu komuś kompletnie się nie chciało i zrobił projekt maksymalnie na odwal się, byle coś oddać. W wyniku tego trafił mnie z kolei szlag i współpraca definitywnie się zakończyła.

 

 

Współpracę łatwo było zakończyć, ale trzeba było znaleźć kolejnego kandydata do zaszczytnej roli projektanta naszego domu. O tym opowiem w następnym odcinku, ale teraz pora na morał. Morałem jest to, kiedy powinny pojawić się dzwonki ostrzegawcze przy współpracy z architektem:

 

 

 

  • kiedy kompletnie ignoruje (dodajmy: możliwe do realizacji i sensowne) założenia otrzymane od klienta i np. zamiast pomieszczeń wysokich, projektuje obórkę.

     

  • kiedy przestrzeliwuje się z metrażem o kilkadziesiąt-kilkaset metrów w stosunku do założeń (oczywiście zakładając, że klient nie zażyczył sobie domu, który można by zrealizować wyłącznie w przestrzeni nieeulidesowej i podane przez niego parametry jakoś się schodzą uwzględniając komunikację).

     

  • kiedy projektuje pomieszczenia niepotrzebne (np. 30 m2 strych z wejściem przez łazienkę) i dziesiątki metrów komunikacji w sytuacji, w której ważne pomieszczenia domowe (np. wspomniana łazienka, pralnia czy garderoba) są wyraźnie za małe.

     

  • kiedy nie chce mu się wybrać na działkę i unika spotkania się tam z klientem.

     

  • kiedy gwałtownie przymawia się o zaliczkę.

     

  • kiedy na pytanie o koszty budowy podaje kwotę trzykrotnie wyższą od kosztów budowy domu spisanych przez znajomych klienta.

     

  • kiedy proponuje jako oczywistość rozwiązania sprzeczne z planem zagospodarowania przestrzennego (przypominam, że ponieważ na papierze wszystko się zgadza, ryzyko takiego rozwiązania ponosi wyłącznie klient, a architekt może umyć ręce).

     

  • kiedy mu się parter z poddaszem nie chce zejść i np. na schody trzeba by wchodzić w kucki.

     

 

 

I wreszcie – jeżeli wystąpi któryś z powyższych elementów i do tego efekt pracy jest niesatysfakcjonujący, pod żadnym pozorem nie dawać drugiej szansy. Ja straciłem na szczęście tylko czas. Zarówno w wyniku opóźnienia budowy jak i dziesiątek godzin przeznaczonych na śledzenie błędów w projektach i próby znalezienia dla nich rozwiązań.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...