Wnętrza, wnętrza...
Jakiś czas temu w rozmowie ze znajomymi pojawiło się pytanie, dlaczego właściwie nie zatrudniam architekta wnętrz? Zastanowiłem się chwilę nad powodami i odpowiedź okazała się moco niejednoznaczna.
Jakieś 1,5 roku temu wywnętrzałem się w dzienniku, że trudno znaleźć kogoś sensownego i oczywiście ten powód nasuwa się jako pierwszy. Trudno go jednak traktować poważnie. Kto szuka, ten znajdzie i mam na podorędziu co najmniej dwa bardzo dobre kontakty.
Drugi powód, jaki przychodzi na myśl, to finanse. Kosztuje projekt, kosztują też pomysły architekta wnętrz. Dudłając wnętrza samemu można (jak się ma trochę naturę księgowego i trochę skrupulatności) nieco lepiej zapanować nad kosztami. A właściwie częściej mówić "nie, nie, nie" i wybierać dolną półkę. Ale i ten powód trudno uznać za rozstrzygający. Połapałem się całkiem niedawno (rychło w czas), że jak będę ścinał koszty na każdym kroku, to efekt będzie taki sobie i (co ważniejsze) nie będzie mnie satysfakcjonował. Trzeba więc sięgnąć do kieszeni nieco głębiej, nawet narażając się na ukąszenie siedzącego tam węża.
O co więc chodzi? Ano o to, że projektowanie wnętrz sprawia mi zwyczajnie przyjemność. Mam z tym i sporo zabawy i okazję do twórczego wyżycia się. Nawet jak popełnię sto błędów, to będą to moje błędy i będę miał z nimi trochę zabawy. Można więc powiedzieć, że uprawiam naiwne wnętrzarstwo w takim znaczeniu, w jakim mówimy o sztuce naiwnej. Tak jak bidny staruszek z zapadłej wsi odmalowywał kiedyś po swojemu ostatnią wieczerzę Leonarda, tak ja gapię się na śliczności róznych profesjonalistów, odrabiając je po swojemu. Efekt jest czasem dobry, czasem śmieszny, ale niezależnie od tego radości co nie miara. No i można trochę odreagować codzienne obowiązki.
Skoro mam z tym trochę zabawy, to można pokazać projekty światu. Trochę wizualek już było w komentarzach. W następnych odcinkach - na przemian z bieżącymi sprawozdaniami - pewnie co nieco się pojawi. Potrzebne są jednak dwa zastrzeżenia:
- staram się rzeczywiście projektować to co pokazuję i operać się na realnie istniejącym wyposażeniu. Tzn. szystko ma swój wymiar, skalę i jeżeli coś umieszczam na wizualce, to przynajmniej w przybliżeniu wiem, jak to zrobić.
- cały warsztat jest darmowy - do projektowania służy SketchUp, którego jestem oddanym fanem, a do renderów Kerkythea. Taka narzędziownia pozwala szybko i sprawnie rysować, ale ma pewne ograniczenia. Niewątpliwą zaletą SketchUpa jest bogata biblioteka darmowych obiektów 3d do wstawienia do modelu 3d, które w dodatku łatwo przeedytować. Jednak nie oznacza, to że jest dostępna dokładnie taka umywalka czy bateria, którą chcę wybrać (np. Kerasan Ego). Zwykle trzeba się zadowolić "czymś podobnym", byle tylko styl i wymiary mniej więcej się zgadzały.
Jak ktoś ma ochotę, to zaprawszam do komentowania. Co najmniej kilka dobrych pomysłów urodziło się w ten sposób.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia