Wybór działki
Decyzja o wyborze miejsca była dla nas ważna, bo konsekwencje wyboru pozostaną nam do końca życia. Po długiej wędrówce od chaty do chaty, na przełomie kilku lat, nabyliśmy doświadczenia i wiedzieliśmy na co chcemy zwrócić uwagę.
- Grubość bala. Zaobserwowałam, że dom im starszy, tym bal grubszy. Nie jest to pewnie zasadą, ale biorąc pod uwagę II wojnę światową, a zaraz po niej czasy "Komuny" - obie sytuacje historyczne miały wpływ na stan majątkowy mieszkańca wsi oraz panującą modę.
- Stan bali - im mniej do wymiany, tym lepiej. Najlepiej taki dom, w którym nic nie trzeba wymieniać. Nam się nie udało. Do wymiany jest 1 podwalina… 11 metrowa, 2 bale metrowe i wycięcie większych okien- w celu pozbycia się zniszczonego drewna pod starymi oknami
- Ile trzeba wyremontować. I tu wbrew naszemu początkowemu poglądowi - im więcej tym taniej i solidniej. Np. dach, szczyty, ocieplenie ścian, szalówka - niestety kupowanie starego domu, w którym ktoś zrobił ten remont, wiąże się z wyższą ceną /która nie zawsze jest adekwatna do wykonanej pracy/ oraz jakością. Kupując ruinę wiem, co będę wymieniała, naprawiała… Finalnie, z mojej chaty zostaną TYLKO ściany. Reszta wsio nowe.
- I tu pojawił się kolejny problem. Szukając ekipy np. do budowy dachu /bo stary zostanie całkowicie, włącznie z więźbą zdemontowany/ doszłam do wniosku, że na wstępie stoję na przegranej pozycji. Dla Warszawiaków bowiem ceny są dwukrotnie wyższe, czasami nawet 3-krotnie. To jest jakaś masakra! Finalnie ściągam ekipę z Lubelskiego, która za robociznę z materiałem weźmie tyle, co tutejsi za samą robociznę !!! Dach to jedna z kilku rzeczy, których nie umiem zrobić sama
- Co widzę przez okno. Może jest to bzdura, ale dla mnie było to ważne. Siedząc na tarasie i pijąc kawkę, nie chcę widzieć, a co ważniejsze czuć, zapachu obory albo spalin. O tyle o ile to pierwsze jakoś bym strawiła, to szum samochodów zupełnie odpadał. Dlatego działka nie mogła być przy żadnej trasie. Działka nie mogła też być przy sklepie, obok którego świątek-piatek stoją i piją
- Sąsiad. I tu mogłabym napisać opowiadanie kilkustronicowe. Niestety na Podlasiu mieszkają w głównej mierze osoby starsze oraz młodzi mężczyźni, zwani "kawalerami" - których żywot polega na piciu. Nie są groźni, ale… są wulgarni, krzyczą, robią awantury, nie do końca są świadomi tego, co robią i co najgorsze- kompletny brak logicznego myślenia uniemożliwia jakikolwiek kontakt słowny.
Media. Prąd jest, ale woda… w studni. Na szczęście wodociągi były dla nas łaskawe i woda popłynie pod ulicą, odległość nie duża i koszt nie zwalił mnie z nóg.
Komunikacja. Autobus szkolny jest /czyli dobrze!/ bo szkoła daleko. Jest i pociąg, więc do Stolicy dojadę, na zakupy do marketu też, jakby umarł mi samochód.
Sklep - nie ma. Najbliższy ok. 3 km. Trudno. Mam rower. Dam radę.
I przy okazji dodam, że zakupy w sklepie na Podlasiu różnią się tym od zakupów w Stolicy, że kupuję to co jest mi potrzebne, albo to, co jest. Nie wyjeżdżam z przeładowanym bagażnikiem, z którego 3/4 jest mi zupełnie niepotrzebne.
Ale… odległość od sklepu w którym jest wszystko /przypuszczam, że kilkadziesiąt km/ oraz perspektywa Podlaskiej zimy - czyli minus 30 i zasypało nas pod dach- spowodowały, że w domu będzie spiżarnia. Tak na wszelki wypadek kupować będę hurtem.
Atrakcje, czyli Las i Puszcza - tego akurat mam pod dostatkiem. Zbiorniki wodne - dwa blisko, kolejne dwa nieco dalej, ale z kajakami. Bajka!
Internet - masakra! Nie ma. I to będzie poważny problem.
Tutejsi i przyjezdni. Sąsiadów mam super…. ale o tym w innym wątku.
Przyjezdnych w sąsiedztwie mam niewielu. Wieś na Podlasiu jest miejscem wypoczynku, zarówno dla tych, którzy mieszkają w okolicznych miastach jak i dla tych, którzy uciekają m.in ze Stolicy. Weekendy, wakacje, majówki itp- imprezy, grile, ogniska itp. Uciekam z miasta na wieś, bo chcę mieć święty spokój. Dlatego cieszy mnie to, że hałas jest umiarkowany, czasowy i w rozsądnej odległości.
Kawałek pola. Był mi niezbędny. Bo mam tysiąc pomysłów na to, co z nim zrobić. Bo psy muszą gdzie biegać. Bo ziemniak musi urosnąć mój własny, bo szklarnia na pomidorki bez chemii mi się marzy, bo muszę mieć miejsce do popisu i zrobić magiczny ogród, z drzewami, krzewami, kwiatami, lawendą, kałużą dla żab, kurnikiem na 3 kury ozdobne, miejscem na hamak, wielkim grillem z wędzarnią, bezpieczne miejsce na ognisko, kawałek ziemi na zioła i marchewkę… i musi jeszcze zostać miejsce, które nie zasłoni widoku. A widok mam cudny. Na pola i las. I na taras, z którego wszystko widzieć będę
I tak oto nasz wybór padł na miejsce, które graniczy z lasem, graniczy z drogą asfaltową po której dziennie przejeżdża 2-3 samochodów, graniczy z polem uprawnym. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Las- to zwierzyna, która przyłazi regularnie- jelenie zjadają rośliny, dziki ryją glebę, sarny przynoszą niezliczoną ilość kleszczy, kret nie daje spokoju tworząc niezliczoną ilość pagórków, jaskółki zakładają gniazda pod i w domu, zaskrońce /a jest ich niestety dużo/ wylegują się na słońcu, przyprawiając mnie o zawał. Może wydać się to śmieszne, jednak po tym, jak wywinęłam orła stając na zaskrońca - chyba ich nie lubię. AAAa i jaszczurki. Małe i większe, zwinne, szybkie. Nieszkodliwe, ale trzeba pamiętać, że są. Ptaki. Wszelakie. Najwięcej bocianów i małych, wielkości wróbla, koloru papugi i głosu… magicznych melodii. Oczywiście jest jeszcze stonka- bo sąsiad sadzi ziemniaki i pszczoła, ale te są przyjacielskie. Zatrzęsienie mrówek - poczynając od wielkich czarnych, przez mniejsze czerwone a kończąc na wstrętnych białych.
Podsumowując:
Wielkość działki 8/10
Stan bala 8/10
Stan tego co nie jest balem 1/10
Okolica 10/10
Sąsiedztwo 11/10
Media 9/10 /brakuje mi na działce prawdziwej studni, wierconej/
Stan działki 9/10 - nie ma budynków gospodarczych /to na plus/, ale mocno zapuszczona zieleń/
1 komentarz
Rekomendowane komentarze