Dziennik budowy! HURRA!! Justyna i Robert
Odechciewa mi się nawet pisać... Kredyt przyznany wreszcie... budowa stanęła...na dwa dni... Kasy nie mam... nic nowego... Brat murarz dzieki swoim szantażom został pożegnany... Z ekipy 6 osobowej mamy dwu osobową... może trzy... jeden wujek poszedł do normalnej pracy (podobno), mój tata często nie może być... z bratem dokonaliśmy burzliwego rozstania... Chociaż jego ojciec a mój wujek okazał się fajnym facetem i na spokojnie robi dalej, bez nerw bez szarpania...
Ale moja psychika nie była przygotowana na takie wydarzenia... najpierw ciągnąca się w nieskończoność sprawa kredytu... pania miesiąc czasu załatwiała nam decyzję... w końcu na nia złożyłam skargę... przeniosłam dokumenty i w 24h dostaliśmy decyzje o przyznaniu kredytu.
Drugie - brat terrorysta... tłumaczenie ze kredyt się przedłuża, i że nie będzie kolejnej zaliczki (nie umawiał się na zaliczki jak sam stwierdził widocznie przeoczył, ale żądać to potrafił ) w końcu po kilku takich awanturkach przez telefon i drugim szantażu "jak nie bedzie kasy to się pakuje i idę nie wytrzymałam i powiedziałam to idź)... potem kilka miłych bardzo telefonów z serii jacy to my jesteśmy niemili itd... zdecydowałam się, że dam mu na odczepnego 1500 PLN i niech spada... Bo ja już nie zniose jego telefonów...
Wujkowi dałam 1000,00 - stwierdził, że bez sensu jest się kłócic teraz, hehe znaczy, że trzeba się przygotować na kłótnię za jakieś dwa tygodnie jak skończy murować...
Generalnie moge z całą pewnością uznać że ten tydzień był najgorszym tygodniem w czasie budowy domu... następny przypadek... kierownik budowy... obiecała, że zrobi kosztorys... teraz to mamy nóż na gardle bo z kredytem jak dobrze pójdzie to się zejdzie jeszcze ze dwa tygodnie... więc urwałam się w piątek z pracy, bo pani pracuje do 16 myśle sobie jak jej dam w piątek to na poniedziałek będe miała... ale Pani nie chciało się z nami w piątek rozmawiać stwierdziła, że jutro przyjedzie to jej wszystko damy... przyjechała owszem, ale na 5 minut nawet nie zdążyłam dojechać, jak maz zadzwonił z projektem... bo okazało się, że ona chciała projekt do domu, a ja naiwna myslałam, że we dwie usiądziemy... mąz tez zdziwiony bo miała przy drodze na mnie poczekać ale pojechała... dzwonię z 10 razy pod rząd nie odbiera, w koncu wysłałam smsa, że potrzebuje to na poniedziałek gdzie mam przywieźć projekt bo nie moge się z nia skontaktować, telefonów nie odbiera i nie poczekała... Normalnie na takie traktowanie to mi się nóż w kieszeni otwiera... albo dwa noże... płacimy jej, jesteśmy jej klientami i taka olewka... szkoda słów... już kilka razy w ciągu ostatniego tygodnia miałam ochotę to wszystko zostawić, sprzedać i mieć święty spokój... Jestem zrozpaczona!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia