pierwsza magnolia i pierwszy mini - trawnik
Działo się wiosną.
Od dzieciństwa marzyłam, że jeżeli kiedyś będę miała ogródek, to posadzę w nim magnolię. I wreszcie posadziłam, co prawda nie w ogródku, ale na zaperzonym ugorze, który mam przed kuchennym oknem. Ziemia (czy to można nazwać ziemią?) pozaklasowa (brudny piach), więc inwestor wykopał solidny dół, wypełniliśmy go zakupionym podłożem, w którym posadziłam mojego "Dżordża" (George Henry Kern). Chyba się przyjął i nawet miał kilkanaście kwiatów, ale ostatnio zachorował (brązowe plamy na liściach), więc go ratowałam jak potrafiłam (spryskałam go Topsinem, odperzyłam teren wokół, przy okazji zabiłam znalezione pędraki, podsypałam więcej kory) - są nowe liście i wyglądają dobrze. Wiem, że miejsce które dla niego wybrałam nie jest najlepsze (ostre słońce i wiatr), ale egoizm zwyciężył - chciałam go mieć jak najczęściej w polu widzenia, a okno kuchenne temu sprzyja. Będę walczyć - może uda się spełnić marzenie z dzieciństwa?
Postanowiłam także sprawdzić, czy na naszym ugorze (wcześniej kilkakrotnie ręcznie odperzonym) jest szansa na założenie normalnego trawnika. Przy okazji zakupu magnolii, kupiłam podłoże i założyłam pierwszy w życiu eksperymentalny mini-trawnik. Gdy kumpel spytał, czym wałowałam, odparłam, że sobą - no prawie, bo z pomocą deski i worka z ziemią, po których skakałam. Trawa wzeszła w ciągu tygodnia, pięknie się rozbujała, po czym miejscami (zwłaszcza na obwodzie) zdechła i nie wiem czy z przesuszenia, czy z gorąca, czy przez mrówki, czy przez preparat na mrówki, który zastosowałam? Mimo niewielkich ubytków mini-trawnik ma się nieźle, był już koszony i tylko nie wiem czy dosiewać, czy poczekać?
Zdjęcia z wiosny, aktualnych niestety brak - zapomniałam zrobić
2 komentarze
Rekomendowane komentarze