masz babo... domek.
no, najgorzej to usiąść i myśleć.
wymyślać.
przemyśliwać.
analizować...
bo tak - jakby policzyć, ile już zostało zrobione, zsumować ile czasu to zajęło, porównać z tym czasem, który do przeprowadzki nam został, to jakoś groźnie się robi.
nie chciałabym być złym prorokiem, ale wizja ogniska na środku pokoju i sikania do wiadra robi się dziwnie wyraźna.
mąż-wąż znów dzwonił (w sumie to miłe być żoną na telefon, prawda?) - tym razem lekko zrezygnowany. jakoś mu nie idzie: podjął się wykopania rowka o głębokości 60 cm, długości (bagatela!) 80 metrów. spodziewał się, że pójdzie szybciej. a nie idzie.
starszy potomek (lat 9 z niewielkim hakiem), wraz z babcią robią za nadzór inwestycyjny. babcia wygląda mało profesjonalnie, choć niewątpliwie uroczo. młody - to co innego: pomarańczowy kask (leroy, przecena, 10,99 zł - dziwne, niebieskich nie przecenili. tylko białe, żółte, pomarańczowe, czerwone i zielone. dlaczego?) budzi respekt. a co.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia