masz babo... domek.
no i po przeprowadzce,
ależ nie - jeszcze nie mieszkamy "na swoim", i pewnie jeszcze przez szereg tygodni mieszkać tam nie zdołamy.
tymczasem mieszkają już w domu meble.
hurtem i pokotem wstawione do dziecięcego pokoju.
reszta dobytku zalega na strychu i w piwnicy u mężowej mamy.
a meble zamieszkały w miejscu docelowym przymusowo, ponieważ garaż udostępniony przez miłą sąsiadkę okazał się mieć solidne tylko drzwi. reszta, dziurawy dach i zupełnie przegniła drewniana podłoga (skutek dziurawego dachu).
z żalem więc odjechaliśmy sprzed obszernego garażu, ale doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie od razu puścić meble z dymem, niz hodować w nich pleśń, grzyb i pająki.
i tak oto meble upchnięte zostały - ku rozpaczy fachowców i grzebków działających na placu budowy - do dzieciowej komnaty.
...a mój pokój niemal gotowy.
kartongipsy, gładzie - ach, ach.
i od wczoraj maż-wąż bombarduje mnie smsami z pytaniem o kolor i rodzaj farby, jaką ma owe gładkie ściany pokryć.
...a jak mam wytłumaczyć przez telefon, że stawiam na jasnoszarą tikkurilę z mieszalnika, no jak? czy zadanie ułatwi wskazówka, że to kolor, który właśnie dodał urody pokojowi naszej znajomej? nie sądzę, by mężczyzna - bo panowie z zasady rozróżniają kolory: zielony, czerwony, żółty, niebieski, brązowy i czarny plus ewentualnie - różowy - wnikał w niuanse półcieni i półtonów
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia