Sierpień 2017 - planeta 2 - Tynki wewnętrzne
Uff, w końcu robimy tynki wewnętrzne.
Już parę miesięcy temu zaklepaliśmy ekipę, która robi tynki. Ekipa była z polecenia, widzieliśmy jak robią. Mało tego, oglądali nasz domek, ustaliliśmy już gdzie, co i jak i za ile będzie robione. Mieli zacząć na początku lipca.
Kiedy zbliżał się termin rozpoczęcia prac, zaczęliśmy dzwonić do właściciela firmy.
Oczywiście nie odbierał. Kiedy w końcu odebrał, przesunął termin na połowę lipca.
Tak przekładał jeszcze dwa razy. Niestety, parę dni temu łaskawie oświadczył, że w ogóle u nas nie będzie robił, bo ma za dużo zleceń.
Wiedzieliśmy, że z tynkarzami trzeba umawiać się dużo wcześniej, więc gościu był zaklepany już w kwietniu.
Szkoda , że tak z nami pograł, bo mieliśmy jeszcze dwie sprawdzone ekipy w zanadrzu. Niestety teraz w szczycie sezonu, terminy dopiero na listopad, a najlepiej na wiosnę przyszłego roku.
W końcu dałam ogłoszenie do internetu licząc na cud.
Ledwie dwa dni później zgłosiła się firma, której z kolei wypadł klient. Pewnie był mądrzejszy od nas i zaklepał terminy w dwóch firmach przynajmniej.
Jeszcze w tym samym dniu mąż spotkał się z wykonawcą. Ponieważ nie znaliśmy firmy, ustaliliśmy, że będziemy płacili co 2-3 dni, za wykonany każdy etap. Dało by to nam możliwość wykopania firmy, jeśli okazało by się, że są kiepscy. Dostali klucze od budowy i już następnego dnia pojawił się w domu agregat.
Rano zaczął się dym. Żona właściciela zaczęła do nas wydzwaniać, że chcą zaliczki na materiały. Rozumiem ich lęki, ale nasze wcale nie były mniejsze. Mogło się okazać, że mając klucze od budowy, wezmą kasę, zabiorą agregat i szukaj wiatru w polu.
Po awanturze mąż przegnał ich z budowy.
Ja zaczęłam po nr telefonu szukać informacji o firmie. Okazało się, że firma istnieje od dwóch miesięcy. Znowu pojawił się lek. Znalazłam jednakże parę opinii o ich pracy, wszystkie pozytywne. Udało mi się skontaktować z ich autorami. Wszyscy zadowoleni. Pomyślałam, że to, że gościu ma firmę dwa miesiące, nie znaczy, że na nas uczy się tynkowania. Mógł przecież kupę lat pracować u kogoś.
Naszym tynkarzom, chyba też rura zmiękła, bo w końcu zgodzili się, że zaliczkę zapłacimy, jak zobaczymy wyniki ich pracy.
Mąż mnie zostawił decyzję , jakie tynki robimy. Przeczytałam chyba całe forum w zakresie tynkowania. Pierwsza decyzja była taka, że garaż, łazienki i kotłownię robimy w tynkach cementowo-wapiennych, a resztę gipsowe twarde.
Chciałam zrobić dolinę -nidy cementowo-wapienny lekki i dolinę nidy zeta.
Panowie nie pracowali na zecie. Na szybko zdecydowałam się położyć wszędzie cementowo-wapienne.
Mieszkamy w dość wilgotnym miasteczku. W obecnym mieszkaniu mamy kiepską wentylację i tynki gipsowe miękkie i mimo wietrzenia w niektórych miejscach pojawia się grzyb i puchną tynki. Przy każdym malowaniu musimy zeskrobywać ściany i uzupełniać ubytki . Do tego ściany bardzo się obijają.
Wiedziałam, że źle zrobione tynki cw, mogą wymagać gładzi. Dobrze , lekkiego zabezpieczenia i wyrównania. Czy wybrałam dobrze, życie pokaże.
Codziennie latamy na budowę i sprawdzamy jak pracują. Na razie wygląda to świetnie.
Prosiłam Panów o podwójną przecierkę pod malowanie i chyba mnie posłuchali.
W efekcie zapłaciliśmy całą zaliczkę.
Po tygodniu nic nie odpada, nic nie pęka. Nie chcę zapeszać, bo dopiero kończą górę, ale chyba mieliśmy szczęście w tym całym ryzykownym przedsięwzięciu.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze