Projekt dom czas zacząć
Mąż zaimportowany z Kanady potrzebuje domu do szczęścia. Od grudnia 2017 szukaliśmy działki pod Gdańskiem, znaleźliśmy tę właściwą w maju 2018. A swoją drogą, ciężko mi powiedzieć co wychodzi gorzej w ogólnym rozrachunku - bieganie po działkach i starostwach w zaawansowanej ciąży, czy z marudnym noworodziem na rękach? Nie polecam imprezy. Natomiast w końcu się udało, mimo że moje jedyne wymaganie co do lokalizacji (bliskość kolejki do cywilizacji - PKM) zostało mocno nagięte, bo działka od peronu znajduje się jakieś 22 minuty z buta. Ciężko, ale co zrobić - trzeba przyznać że ładnie tam i odludzie takie jakby 122 minuty do tej kolejki były - ptaszki ćwierkały, kwiaty pachły, Bambi jeden z drugim przebiegł nam drogę i byliśmy sprzedani.
Działka jest, firma jest (całościowa, bo nie znamy się totalnie, a przy noworodziu czas jakoś dziwnie leje się przez palce), projekt (po dłuuugich dywagacjach) również jest: Dom w srebrzykach 2G2. Mieliśmy (głównie ja miałam) kilka założeń typu: duża otwarta kuchnia, duży garaż, pralnia na górze (czemu wszystkie projekty mają pralnię na dole?? nawet nie mieszkając nigdy w domu wiem, że to fatalny pomysł), przeszklenia. Mi marzył się wykusz, mężowi balkon, ostatecznie sprawiedliwie zrezygnowaliśmy z obu na rzecz walki z mostkami cieplnymi.
Działka ma 1200m2 i jest taka.. trapezowata. Szum drzew, tupot sarenek, mało sąsiadów, mąż sobie ewidentnie próbuje odtworzyć rodzinną Kanadę u nas. Dom też będzie trochę kanadyjski, bo zasadniczo jest duży. I martwi mnie to ostatnio mocno, bo jakoś tak to wszystko poleciało na szybko, po miesiącach poszukiwań wreszcie był projekt który miał (prawie) wszystko co sobie założyliśmy, i jakoś tak nie zatrzymałam się na chwilę żeby pomyśleć jaki ten dom będzie ogromny. A przynajmniej ogromny w moim odczuciu (i jak na polskie warunki myślę że również). Ogólnie w projekcie jest 160m2 użytkowych + garaż etc, co przekłada się na... 220m2. No i jakby tego nie ugryźć, będzie dużo do ogrzania i do odkurzenia psiej sierści. No ale ruszyła maszyna, już jej nie zatrzymam (tak do końca to nie chcę, bo projekt naprawdę jednak mi się podoba), no ale martwi mnie ogrom powierzchni, więc jedyne co mogę to się pomartwić - kwilę mężowi trochę, no ale to nie ta mentalność i on mnie jednak nie rozumie w tej kwestii. Rodzina w planach docelowych 2+2+2 (psy!) więc pozostaje mi mieć nadzieję że jakoś się te metry rozejdą i nie będą za bardzo wadziły. Pozostaje poczekać i popatrzeć..
Złożyliśmy dokumenty - a tak po prawdzie, to firma za nas złożyła. Firma złożyła bo primo bieganie po urzędach z niemowlakiem zaliczyłabym do sportów ekstremalnych a secundo spieszy nam się bardzo do budowy i przeprowadzki, bo robi się mocno klaustrofobicznie na 55 metrach w morzu dziecięcych akcesoriów. Czekamy na decyzję z niecierpliwością, firma z założenia wchodzi na budowę we wrześniu i do końca roku stawia stan 0 albo i nawet SSO (oby nam zima lekką była). Ja tymczasem zagłębiam się w tematy gazobetonu, żelbetu, tynków (gipsowe czy c-w?), dachówek (beton czy ceramika?) okien (velux czy drutex?) i tym podobnych, o których żadna szanująca się kobieta nie powinna mieć bladego pojęcia bo przecież siedzi i ładnie wygląda, to wystarczy. U nas natomiast łamiemy stereotypy, jako że zaimportowany mąż z polskim jest mocno na bakier. No ale co, chce domu mężczyzna do szczęścia, to mu zbuduję.
Edytowane przez voopeem
2 komentarze
Rekomendowane komentarze