Iga w daliach 3 - o pokochaniu budowania.
Zapewnie się zastanawiacie czemu podekscytowana wczorajszym wytyczaniem nic nie napisalam? Otoz nie napisała, bo wytyczania nie było :) I niestety obecna sytuacja wcale nie jest smieszna... ale - do rzeczy:
10.00 rano - mąz, wykonawca, kierownik i geodeci szt. 2 na budowie. Geodeci coś zaczynają, mierzą i wygodzi, że paliki wyjdą prosto na hałdach naszego ściągniętego humusu.
Co robić? Pozbyć się tej ziemi.
Ale gdzie? Sasiad chętnie weźmie.
Ale czym? Geodeta ma znajomego z kopraką, który za godzinę podjedzie.
Teraz widziecie jak przy ogromnym szczęściu (w nieszczęściu) da się szybko problemy na budowie rozwiązać.
Kopara przyjechała, kilka godzin pracowala przerzucając ziemie przez płot, aby zrobić miejsce na nasz wytyczony dom. Oczywiście wszyscy oprocz operatora koparki rozjechali się do siebie. Jak skończyła to było po 15 i nic ju ż tego dnia nie udało się załatwić. ja nic na forum nie napisałam, bo nie było się czym chwalić - taka obsuwa już na początku
Dziś 8.30 mąż i geodeci szt. 2 na budowie. Oni zaczynają, mąż jedzie do pracy (ja nadal chora umieram z ciekawości w domu). Geodeci dzwonią po męża o 14.30 (jedaka długo pracują, a ja już ich wcześniej zmieszałam z błotem ). Jest problem - nie wytyczą dwóch ścian budynku, bo prawdopodobnie architekta źle wyznaczyła wyrys budynku na mapce do celów projektowych złożeniej do pozwolnia na budowę. W realu te odległości nijak nie wyjdą. Ma poprawić to wtedy oni wytycza resztę. Rafał jako mężczyzna z dużym wpływem społecznym na innych zaczyna ich przekonywać, że jak jest źle na mapce i tak być nie możę, to niech wytyczą tak, aby było dobrze, żeby wiedzieć co na tej mapce ma być. Krecą nosem (muszą wszak sami wszystko obliczyć i obmierzyć a to nie ich robota), ale w końcu się godzą. Prace trwają nadal. Odległośc wychodzi na naszą koszyść, bp zamiast o4,80m wychodzi 5,80 od granicy działki (i to po najlepszej - bo zachodniej stronie ogrodu). W końcu budynek wytoczony :)
Ale niestety nie koniec to problemu. Bo mapkę trzeba poprawić. Pani architeket od adaptacji (z firmy, którą opisze odpowiednio po wszystkim na czarnej liście wielkopolskiej) musi nanieśc poprawki na pozwoleniu na budowę i jechać to zatwierdzić do urzędu. Ona twierdzi, że sprawdzi i jak to jest jej błąd ! to oczywiście poprawi i pojedzi i w jeden dzień to załatwi. Ale może to błąd geodety, który robił mapkę do celów projektowych (teżnie mam o nim najlepszego zdania ). Wiadomo, że oni przecież nie mierzą tego tylko wyciągają mapkę z urzędu - stemplują i jadą dlaj z koksem... Więc na razie nic nie wiadomo... Pani architekt ma dokumety w pracy, więc mamy dzwonić ok 8.30 jutro rano to da nam odpowiedź kto tu jest winny (pewnie my ). Geodeci bez poprawek na mapce nie wpiszą się do dziennika budowy...
Mam więc już na poczatku wielkiego budowlanego stresa i załamkę, bo skoro tak się zaczyna (jakoś nigdy nie słyszałam o takich problemach z wytyczaniem ) to co będzie później. I w ogóle od poniedzialku męza nie ma przez miesiąc i ja sobie z tą budową nie dam rady
Dzwonie do urzędu - oni sami nie wiedzą jak postapić w takiej sytuacji - więc nie wiemy co będzie jak architektka czy ktokolwiek tam pojedzie i ile to wszystko potrwa...
Ale nic - trzeba być twradym nie mietkim i jutro wkracza ekipa. Będą kopać (choć kopanie wiele nie mają bo dziura jest już i tak znacznie poniżej poziomu ulicy i fundamenty pójdą w górę). Jutro się wyjaśni co dalej... Mówie wam - oby innym zaczynającym takie kłody się pod nogi nie waliły :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia